Zakończony właśnie szczyt klimatyczny w Kopenhadze był okazją do szerszego zaprezentowania problemów związanych ze zmianami klimatu i sposobów przeciwdziałania temu zjawisku. Niepokój, jaki rodzą te zmiany, jest zrozumiały. Ocieplenie klimatu dla wielu ludzi oznaczać będzie konieczność zmian w życiu codziennym, łącznie z większymi, rozłożonymi w czasie migracjami. Smutnym jednak jest, że dla wielu zaangażowanych w ochronę klimatu postawa ta stała się swoistą religią, dla której gotowi są podważyć podstawowe wartości, a rozum zawiesić na kołku.
Jakie są fakty? Klimat wydaje się nieco ocieplać. To po pierwsze. Po drugie wiemy, że ziemski klimat nie jest stały i ulega ciągłym zmianom. Działalność człowieka nie miała na to najmniejszego wpływu. Po trzecie wiemy, że wskazując na emisję dwutlenku węgla rozmawiamy o niewielkim ułamku wszystkich gazów cieplarnianych. 95% gazów cieplarnianych stanowi para wodna. Dwutlenek węgla to nieco ponad 3,5%. A ten, uwolniony do atmosfery na skutek działalności człowieka, to w sumie około 0,1% wszystkich gazów cieplarnianych w naszej atmosferze.
Wszystko to powinno nas skłonić do pytania, czy sensowne jest obarczanie człowieka winą za dzisiejsze zmiany klimatu. I czy moralne jest w takim razie narzucanie na gospodarki limitów. Wszak wpływ działalności człowieka na zmiany klimatu, jeśli w ogóle jest, to niewielki. Tymczasem wprowadzenie limitów emisji to bardzo konkretne straty dla gospodarek. A więc i dla tworzących je ludzi. Czasem przymierających głodem.
Najgorsze jednak, że walka z ociepleniem klimatu staje się coraz jawniej usprawiedliwieniem dla pomysłów redukcji zaludnienia. Coraz głośniej w kontekście walki z ociepleniem klimatu mówi się o łatwo dostępnej aborcji i eutanazji. Dla chrześcijan człowiek jest ukoronowaniem stworzenia, powołanym do mądrego gospodarowania stworzeniem. Przypomniał to ostatnio Benedykt XVI w swoim orędziu na Światowy Dzień Pokoju. Dla wyznawców „ekologizmu” człowiek jest tylko śmierdzącym wrzodem na zdrowym ciele świata przyrody.
Do niedawna bożkiem postępowego świata było prawo do swobodnego wyboru. To nim argumentowano zarówno aborcję i eutanazją, jak sztuczne zapłodnienie. Zupełnie nie licząc się z tym, ile ludzi przy tym zginie. Dziś dochodzi nowy rodzaj argumentacji: dla dobra klimatu. Skąd taka zawziętość w walce o to, by jak najwięcej ludzi poniosło śmierć z ręki swoich współbraci? Znam tylko jednego tak zawziętego wroga człowieka.