Smak chrześcijaństwa

Beata Zajączkowska

Kościół w Indiach obchodzi dziś „Kandhamal Day”. To dzień pamięci o ofiarach antychrześcijańskiego pogromu sprzed dziewięciu lat, jak i wołanie o wciąż niewymierzoną sprawiedliwość.

Smak chrześcijaństwa

25 sierpnia 2008 roku rozpoczął się jeden z najbardziej krwawych pogromów w dziejach chrześcijaństwa w Indiach. Maoistowscy rebelianci zabili tego dnia jednego z ważnych przywódców hinduistycznych. I choć od razu przyznali się do mordu i politycznego charakteru tej zbrodni ich argumentów nie wysłuchali hinduistyczni radykałowie. Śmierć swego przywódcy wykorzystali jako przyczynek do zorganizowania masowej akcji przeciwko znienawidzonym wyznawcom Chrystusa. Największe piekło zgotowali im w stanie Orisa, leżącym w dystrykcie Kandhamal, stąd nazwa tego dnia pamięci.

Oprawcy chcieli wymazać na tym terenie wszystko, co było związane z Jezusem. Dlatego też mordowali w okrutny często sposób, wiele kobiet zgwałcono, rannych, pobitych, torturowanych było kilkanaście tysięcy chrześcijan, jednocześnie skrupulatnie prowadzili akcję niszczenia wszystkiego, co chrześcijańskie. Z dymem poszło 8,5 tys. domów, w ruinę obrócili 395 kościołów, a ponad 55 tys. wyznawców Chrystusa zmusili do ucieczki i schronienia się w buszu. Zginęło 91 osób: 38 zamordowano, 41 zmarły w wyniku odniesionych ran, a 12 w wyniku działań policji.

W Indiach prowadzony jest proces beatyfikacyjny męczenników z Orisy, którzy umierając często w straszliwych mękach jakie zgotowali im oprawcy, złożyli przejmujące świadectwo wierności Jezusowi do końca. Dotyczy to zresztą także tych którzy przeżyli, a zostali pozbawieni, często w bardzo perfidny sposób, całego majątku. Często z ich ust można usłyszeć wyznanie: zabrali nam wszystko, ale nie wiarę. W wielu domach chrześcijan wciąż mieszkają ich oprawcy, a pola wyznawców Chrystusa uprawiane są przez hinduistów. I właśnie ten aspekt tragedii sprzed prawie dekady ma też przypomnieć „Kandhamal Day”. Jest on wielkim wołaniem o sprawiedliwość do władz stanowych i lokalnych, by sprawcy tych okrucieństw wreszcie za nie odpowiedzieli, a także do wspólnoty międzynarodowej, by nad cierpieniami chrześcijan zbyt szybko nie przechodziła do porządku dziennego. Liczby mówią same za siebie. Policji zgłoszono 3232 przypadki prześladowań. Przyjęto zaledwie 831 z nich. Ostatecznie śledztwo prowadzono w 362 sprawach, a do sądu trawiło tylko 78. Większość oskarżonych po kilku tygodniach wyszła na wolność. Teraz często oprawcy i ofiary żyją obok siebie, a ta jednostronna „sprawiedliwość” nie przyczynia się ani do budowania dobrych relacji międzysąsiedzkich, ani też nie zapowiada dobrze na przyszłość, gdy chodzi o los chrześcijańskiej mniejszości.

Wbrew jednak ludzkiej logice wspólnota chrześcijańska na tych terenach dynamicznie się rozrasta. Wciąż jest dyskryminowana np. gdy chodzi o dostęp do edukacji, służby zdrowia czy znalezienia miejsc pracy. Przyjęcie chrztu oznacza degradację społeczną. Mimo to kościoły zroszone krwią męczenników z Orisy wypełniają wciąż nowi wyznawcy. W czasie ubiegłorocznych Światowych Dni Młodzieży usłyszałam od jednego z konwertytów z hinduizmu: „W mej ojczyźnie bycie chrześcijaninem oznacza wiele konkretnych przeszkód, które trzeba codziennie pokonywać. Jednak nie mogło mnie w życiu spotkać nic piękniejszego niż to, że spotkałem Jezusa i przyjąłem chrzest”. To też przesłanie z Orisy dla wolnego chrześcijaństwa Starego Kontynentu, w którym pójście za Chrystusem nie oznacza żadnej „degradacji”. A które w swej wolności totalnie zaczyna zatracać smak.