Chrześcijanin dobrze zaprogramowany

Jan Drzymała

Na każdym etapie życia szukam swojego miejsca w Kościele. Trudno się dziwić, że nie zawsze to miejsce jest takie samo.

Chrześcijanin dobrze zaprogramowany

Kiedy miałem kilkanaście i więcej lat należałem do różnych grup parafialnych, ale nie tylko. Ta łączność z Kościołem zmienia się wraz ze zmianą sytuacji i wraz z rozwojem człowieka, ale to nie znaczy, że od razu musi to być objaw jej wygasania.

Przyszła mi do głowy ta refleksja w kontekście zaprezentowanego wczoraj nowego programu duszpasterskiego na kolejne dwa lata. Dużo jest w nim mowy o działaniu Ducha Świętego, o Jego darach, na które otwieramy się w sakramencie bierzmowania, o tym, jak je wykorzystujemy i czy dajemy świadectwo, w czym te właśnie dary powinny nas wspomagać.

I tu pojawia się w założeniach programu duszpasterskiego bardzo bliska mi myśl: to rodzina jest pierwszą i podstawową komórką, w której przekazywane są najmłodszym prawdy wiary. Rodzice zaś są pierwszymi katechetami. Kiedy w ten sposób patrzę na swoje życie, dochodzę do wniosku, że po tych latach młodości, kiedy czerpałem garściami doświadczenia wiary z różnych wspólnot, kiedy widziałem dobre przykłady i nawet wtedy, gdy obserwowałem pewne błędy, których dzisiaj dzięki temu mogę sam próbować unikać, nabierałem doświadczenia do tej właśnie roli, która obecnie stoi przede mną.

Najważniejszym zadaniem - wydawałoby się, że bardzo niewielkim - z jakim muszę się zmierzyć w najbliższych latach jest przekazanie moim dzieciom tego, co w chrześcijaństwie najlepsze i nie zmarnowanie tego daru, który otrzymały na chrzcie świętym.

Kto ma dzieci, ten wie, jaka to ciężka robota. Szczególnie w tych momentach, kiedy zadają trudne pytania czy zwyczajnie buntują się przeciw temu, czego jeszcze do końca nie rozumieją. Ten czas w życiu człowieka jest oddawaniem tego, co sam brał w okresie młodości. Jeśli brakuje fundamentów wyniesionych z domu, z grup, z życia parafialnego, wspólnotowego. jeśli brakuje silnej relacji z Bogiem i przekonania, że jest ona najlepszym doświadczeniem, jakie mogło się człowiekowi przytrafić, to będzie ciężko wychowywać młodego, upartego, sceptycznego i dociekliwego młodego człowieka w miłości do Boga i Kościoła. Najzwyczajniej w świecie nie będzie po temu motywacji.

Dlatego jestem zdania, że przede wszystkim na młodych ludziach trzeba się koncentrować przy wcielaniu w życie założeń programów duszpasterskich. Tego i kolejnych. Trzeba walczyć o to, by dać im jak najwięcej teraz, by mieli z czego czerpać w przyszłości. Martwimy się wszyscy tym, jaka jest dziś kondycja wielu rodzin. Wychowawcy w seminariach podkreślają, że coraz częściej mają do czynienia w swojej pracy z ludźmi z rodzin rozbitych, czasem dysfunkcyjnych. Nie inaczej jest w innych dziedzinach życia. To młodzi z rodzin, które dzisiaj są, takich jakie są, będą wkrótce wychowywać własne dzieci.

Nie ma co się łudzić, że bez silnego zaangażowania Kościoła, wręcz walki o tych ludzi, kolejne pokolenia będą lepsze, same będą bliżej Boga i będą misjonarzami nadziei, do czego wzywał dziś wszystkich chrześcijan papież Franciszek.