O stylu świętego Jana Pawła

Co właściwie nam po nim pozostało? A może dokładniej: co w nas z niego pozostało?

O stylu świętego Jana Pawła

Dziś dzień papieski. Siedemnasty. Wspominamy świętego Jana Pawła II. Co właściwie nam po nim pozostało? A może dokładniej: co w nas z niego pozostało?

Dwanaście lat temu myślałem, że na jakieś takie moje prywatne podsumowanie jego pontyfikatu za wcześnie. Wtedy jeszcze wszystko było zbyt świeże. Owszem, czytałem, słuchałem co mówili inni. Ale to nie do końca było moje - to co ja myślałem, czułem, co sam przeżyłem. Po dwunastu latach myślę, że ta postać wymyka się podsumowaniom. Nie czuję niedosytu, kiedy czytam o głównych rysach pontyfikatu Benedykta XVI. Bez problemu przyjmuję charakterystyki papieża Franciszka. Ze świętym Janem Pawłem II jest inaczej. Nie da się go zamknąć w sztywnych ramach jakiegoś schematu.

Myślę, że mój kłopot wynika poniekąd z tego, że nie był on tylko jakimś nauczycielem - teoretykiem. On uczył całym sobą. I uczył pewnego stylu. Mam wrażenie, że właśnie tego stylu brakuje dziś Kościołowi. Otwartości, pogody ducha, życzliwości, zachwytu Chrystusem i ufności w to, że On naprawdę jest z nami. I tego bycia dla wszystkich - i dla tych, którzy byli blisko  i tych, którzy pobłądzili. Ten jego styl pomagał łagodzić spory, nie czepiać się drobiazgów i z nadzieją patrzeć w przyszłość. Dziś w tym naszym Kościele chyba dużo więcej sporów, świętych racji i nienaruszalnych zasad. Jakiegoś ducha walki, nie miłości, a konsekwencji i pewnego zgorzknienia....

W ostatnim chyba swoim liście apostolskim na Rok Eucharystii „Mane nobiscum Domine” (miał trwać od października 2004 do października 2005, ale późniejsze wydarzenia przyćmiły te obchody i jakby o nich zapomniano) Jan Paweł II nawiązując do sceny spotkania z Jezusem dwóch uczniów idących do Emaus pisał:

Pośród cieni chylącego się ku zachodowi dnia i mroku zalegającego w duszy, ów Wędrowiec był jasnym promieniem, na nowo budzącym nadzieję i otwierającym ich ducha na pragnienie pełni światła. «Zostań z nami», prosili. A On przyjął zaproszenie. Wkrótce oblicze Jezusa miało zniknąć, ale Mistrz miał «pozostać» pod zasłoną «łamanego chleba», wobec którego otworzyły się ich oczy.

Czasami myślę, że ten list o Eucharystii to prawdziwy testament świętego Jana Pawła. Może nie pisał tych słów sam, ale pięknie oddają one klimat ostatnich miesięcy Jego życia. Kiedy życie chyli się ku zachodowi i kiedy czysto ludzka nadzieja i siły słabną, w życie człowieka wchodzi Chrystus. I spotyka się z nami - ten sam, ale zwycięski - na Eucharystii.  

Myśl o Eucharystii była ostatnim wielkim akcentem życia Jana Pawła.  Pierwszym było wezwanie o otwarcie drzwi Chrystusowi i to wołanie o Ducha Świętego.... W międzyczasie było też niestrudzone głoszenie Królestwa i wzywanie do nawrócenia. Może właśnie w kluczu różańcowych tajemnic światła, którymi ubogacił istniejącą dotąd tradycję, trzeba patrzyć na ten pontyfikat? Nie wiem, nie podejmuję się wskazać w tych 27 latach chwili wesela w Kanie Galilejskiej ani Taboru :) W każdym razie właśnie z powodu tego swojego stylu, wielkiej pogody ducha, dużej dozy prostoty i pokory wobec przeciwności w pełni zasłużył na przydomek „Wielki”. Tak, to był święty Jan Paweł Wielki. Po 12 latach nie ma już co do tego najmniejszych wątpliwości.