Pół miliona Polaków za aborcją? Prawda jest zupełnie inna

wt

publikacja 04.12.2017 11:40

W mediach podano informację, że pod obywatelskim projektem proaborcyjnej ustawy "Ratujmy Kobiety" podpisało się ponad 400 tys. Polaków. Sprawdziliśmy. Wszystko wskazuje na to, że to liczby grubo zawyżone.

Pół miliona Polaków za aborcją? Prawda jest zupełnie inna Jakub Szymczuk /FOTO GOSC Warszawa, Czarny Protest

Komitet Inicjatywy Ustawodawczej Ratujmy Kobiety 2017, którego celem było zebranie podpisów pod projektem ustawy znoszącym zakaz aborcji i wprowadzającym w praktyce aborcję na życzenie do 12. tygodnia ciąży, został zarejestrowany 24 lipca tego roku i miał trzy miesiące na zebranie minimum 100 tys. podpisów. Gdy po tym czasie zebrane podpisy złożono zgodnie z prawem w Sejmie, komitet poinformował media o tym, że udało się zebrać ponad 400 tys. podpisów (TUTAJ). Ta informacja lotem błyskawicy obiegła krajowe media. "Fakt" informował na swoim portalu: "prawie pół miliona podpisów" (TUTAJ). Aby projekt trafił pod obrady Sejmu, wymagane jest tylko 100 tys. podpisów, jednak ogólna liczba zebranych podpisów ma ogromne znaczenie, gdyż pokazuje skalę poparcia dla projektu. Zupełnie inny komunikat idzie za projektem popartym przez 100 tys. osób, a inny za takim, który podpisałby milion obywateli.

Sprawdziliśmy te upublicznione przez komitet "Ratujmy Kobiety 2017" dane i okazuje się, że zwolennicy aborcji na życzenie przekazali informacje niezgodne ze stanem, jaki wynika z weryfikacji dokonanej w Kancelarii Sejmu.

Dotarliśmy do pisma, które szef Kancelarii Sejmu pani Agnieszka Kaczmarska wysłała do marszałka Marka Kuchcińskiego. To standardowy, wewnętrzny dokument, w którym szef Kancelarii Sejmu informuje marszałka o wynikach weryfikacji zebranych pod obywatelską inicjatywą ustawodawczą podpisów. W ramach tych prac Sejm nie liczy wszystkich zebranych podpisów, jedynie nieco ponad 100 tys. W ramach weryfikacji podaje się natomiast sumę wszystkich złożonych stron z podpisami oraz ilość teczek. Jakie liczby padają w dokumencie?

Wykaz podpisów obywateli zawiera 21 823 strony znajdujące się w 44  teczkach; ogółem zweryfikowano 106 929 podpisów znajdujących się na pierwszych 11 500 stronach (23 teczki), z których 105 481 podpisów uznano za złożone prawidłowo, natomiast 1448 podpisów złożono wadliwie. Wobec tego uznać należy, że spełniony został wymóg złożenia co najmniej 100 000 podpisów osób udzielających poparcia projektowi ustawy.

To najważniejszy fragment dokumentu. Co z niego wynika? Po pierwsze, że wymagane 100 tys. zostało zebrane i złożone. Ale nie ma mowy o żadnych 400 tysiącach, a liczba zebranych w sumie podpisów oscyluje maksymalnie wokół 200 tys. Dlaczego?

Spośród złożonych 21 823 stron z podpisami Kancelaria Sejmu przeliczyła podpisy z pierwszych 11 500 stron. Znalazło się na nich 105 481 ważnych podpisów. Daje to średnio 9,17 podpisów na stronę. To i tak niesłychanie wysoki wynik, biorąc pod uwagę fakt, że na jednej stronie znajduje się 10 miejsc na podpisy. 

Pozostałych, nieprzeliczonych stron zostało 10 323. Przyjmując założenie, że również na tych kartach mamy tak wysoką średnią ilość ważnych podpisów, okazuje się, że nieprzeliczonych podpisów byłoby 94 662 (zaokrąglenie w górę). Korzystając z tego, przychylnego zwolennikom aborcji, modelu można stwierdzić, że udało im się zebrać łącznie 200 143 podpisy.

Pół miliona Polaków za aborcją? Prawda jest zupełnie inna  

Można oczywiście założyć, że wszystkie nieprzeliczone karty były zapełnione podpisami w 100 procentach. W takim razie niepoliczonych podpisów byłoby 103 230. Przy takim, hurraoptymistycznym dla komitetu "Ratujmy Kobiety 2017", modelu w sumie zebranych ważnych podpisów jest 208 711. 

To ponad 2 razy mniej niż ponad 400 tys. podpisów, które Komitet podał do publicznej wiadomości na konferencji prasowej.

Pełnomocnik projektu "Ratujmy Kobiety 2017" Barbara Nowacka zapytana przez nas o rozbieżność między danymi podanymi na konferencji prasowej a wyliczeniami Kancelarii Sejmu, była wyraźnie zaskoczona danymi sejmowymi. Powiedziała nam, że podpisy były zbierane wyłącznie na kartach według podanego na stronie internetowej wzoru, poza tym nie zna treści dokumentu skierowanego do marszałka (co jest rzecz jasna zgodne z prawdą, bo to wewnętrzne pismo sejmowe). Poprosiła o przesłanie jego skanu na adres mailowy inicjatywy ustawodawczej "Ratujmy Kobiety". Obecnie czekamy na odpowiedź.

Tak wygląda wzór karty do zbierania podpisów pod projektem "Ratujmy Kobiety 2017":

Pół miliona Polaków za aborcją? Prawda jest zupełnie inna