W cieniu Bandery

Andrzej Grajewski

publikacja 29.12.2017 07:56

Jak rozmawiać z Ukrainą o historii, aby dialog o przeszłości nie zniszczył szans na lepszą przyszłość?

Prezydent Petro Poroszenko przed pomnikiem Ofiar Rzezi Wołyńskiej w Warszawie, lipiec 2016 r. Marcin Obara /epa/pap Prezydent Petro Poroszenko przed pomnikiem Ofiar Rzezi Wołyńskiej w Warszawie, lipiec 2016 r.

Ukraina jest naszym strategicznym partnerem na Wschodzie. Wspieraniu jej suwerenności towarzyszył dialog historyków z obu krajów, toczony od lat 90. minionego wieku. Były gesty pojednania ze strony przywódców obu państw, wydano dziesiątki książek poświęconych zbrodni wołyńskiej, powstał film „Wołyń”.

Na Ukrainie po „rewolucji godności” na Majdanie doszło jednak do istotnych zmian w polityce historycznej. Sprzyjało to bezkrytycznej heroizacji postaci Stepana Bandery oraz działalności Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Odpowiedzią na renesans tradycji banderowskiej były ubiegłoroczne uchwały polskiego Sejmu i Senatu uznające rzeź wołyńską za ludobójstwo. To wywołało ostrą reakcję ukraińskiego IPN, kierowanego przez Wołodymyra Wjatrowycza, historyka od lat gloryfikującego UPA. Konflikt pogłębił się w tym roku, w konsekwencji niszczenia i bezczeszczenia cmentarzy oraz miejsc pamięci w Polsce i na Ukrainie oraz zakazu ekshumacji ofiar zbrodni wołyńskiej. Wszystko to położyło się głębokim cieniem na dorobku polsko-ukraińskiego pojednania.

Problem numer 1

Profesor Grzegorz Motyka, dyrektor Instytutu Studiów Politycznych PAN, autor fundamentalnych prac na temat relacji polsko-ukraińskich w XX w., podkreśla, że w tych relacjach jest właściwie jeden, za to zasadniczy problem – zbrodnia wołyńsko-galicyjska. Najważniejszy jest brak potępienia tej zbrodni przez stronę ukraińską oraz przyznania, że UPA, jako cała formacja, a nie tylko pojedynczy żołnierze, dopuściła się zorganizowanej, antypolskiej akcji. Kolejnym punktem sporu jest kult OUN i UPA na Ukrainie. Z pewnością po 2014 r. przybrał on na sile. Wreszcie mamy problem ekshumacji ofiar na Wołyniu, wstrzymany decyzją ukraińskiego IPN. Była to odpowiedź na niszczenie, rzeczywiście w warunkach lekceważących wrażliwość Ukraińców, ich upamiętnień na terenie Polski. Niektórzy dawno przestrzegali, że te spory przełożą się na dialog historyczny, a w końcu także na relacje polityczne. I tak, niestety, się stało.

Zarazem na pytanie, czy w ostatnim czasie nastąpiła jakaś znacząca radykalizacja sporów, prof. Motyka odpowiada przecząco. – Moim zdaniem nie nastąpiła jakaś generalna zmiana, jeśli chodzi o rzeczywiste różnice stanowisk, natomiast na pewno jest znacznie więcej emocji we wzajemnych kontaktach. Po części wynika to z faktu, że dzisiaj więcej ludzi zdaje sobie sprawę z tych różnic. Problem polega także na tym, że po obydwu stronach polityką historyczną kierują ludzie, którzy nie są przyzwyczajeni do długich i cierpliwych mediacji, ale chcieliby je zastąpić jedną efektowną dla publiczności szarżą. Tymczasem dialog historyczny to mozolna droga. To studiowanie dokumentów, ich krytyczna analiza oraz umiejętność znalezienia właściwej płaszczyzny metodologicznej do wspólnych badań. Oczywiście warunkiem podstawowym jest, aby obie strony podchodziły do tych rozmów z dobrą wolą i pragnieniem poszukiwania prawdy. Tymczasem nieraz przecieram oczy ze zdumienia, czytając w ostatnim czasie odpowiedzi kolegów ukraińskich na konkluzje naszych badań – mówi prof. Motyka.

Potrzebujemy innej logiki

Jak ten spór ocenia strona ukraińska? Prof. Myrosław Marynowycz, historyk, prorektor Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie, w czasach sowieckich więzień polityczny, który 10 lat spędził w łagrach i na zesłaniu, także nie kryje rozczarowania z powodu narastających napięć między Polakami a Ukraińcami na tle historii. – Aby wyjść z konfliktu o pamięć historyczną, musimy odrzucić logikę, w której spór kończy się wygraną jednego, a przegraną drugiego. Tak żyli ze sobą Polacy i Ukraińcy w Galicji w okresie międzywojennym. To, co było dobre dla Polaków, było złe dla Ukraińców, i na odwrót. Każda strona ze wszystkich sił chciała umacniać swoją rację stanu. To niczym dobrym się nie skończyło. Do niedawna miałem nadzieję, że uświadomiliśmy sobie nasze pomyłki i przejdziemy do logiki, w której możliwe jest wspólne zwycięstwo. Niestety, tak się nie stało. Nie twierdzę, że strona ukraińska zawsze umiała trafnie odpowiadać na polskie pretensje, ale w sytuacji, kiedy toczymy wojnę na Wschodzie i jesteśmy ofiarą rosyjskiej agresji, moglibyśmy oczekiwać większego zrozumienia i niestawiania nas w sytuacji, że albo dokonamy rewizji naszej historii w taki sposób, jak chcą tego Polacy, albo wyciągnięte wobec nas zostaną konsekwencje polityczne. Historycznych obrachunków nie dokonuje się pod przymusem. Podpisywałem już wiele apeli do Polaków o pojednanie oraz z prośbą o przebaczenie za zbrodnie, które dokonały się w przeszłości. Ile razy mamy to powtarzać? Razem z grupą innych historyków ze Lwowa, m.in. prof. Jarosławem Hrycakiem, krytycznie ocenialiśmy politykę Bandery. Banderowcy na swoich mityngach krzyczeli pod naszym adresem, że jesteśmy zdrajcami. Ale pod polskim naciskiem nie będę się rozliczał z Banderą i jego zwolennikami. Logika ultimatów nie jest skutecznym narzędziem dochodzenia prawdy historycznej.

Co można zrobić?

Politycy obozu rządzącego, a zwłaszcza prezydent Andrzej Duda, wielokrotnie podkreślali wagę naszego dobrego sąsiedztwa z Ukrainą. W wielu dziedzinach współpraca polsko-ukraińska układa się znakomicie (...).

– W obecnej sytuacji – mówi prof. Motyka – najlepszym rozwiązaniem byłoby rozłożenie problemów spornych na poszczególne czynniki. Najważniejsza jest ocena zbrodni wołyńsko-galicyjskiej oraz okoliczności, w jakich do niej doszło, a także ekshumacje ofiar. Nie można więc zrezygnować z oczekiwania potępienia antypolskich czystek i starań o to, aby ich ofiary znalazły wreszcie choćby symboliczne miejsce pochówku. Jeśli chodzi o kult UPA, bazujący głównie na jej antysowieckim oporze, to wydaje mi się, że strona ukraińska z niego nie zrezygnuje, a każdy naród ma przecież prawo do wyboru własnej tradycji historycznej. Oczywiście nie może być żadnej zgody na szerzenie tego kultu po polskiej stronie, a także prób stawiania znaku równości pomiędzy działaniami UPA i AK.

Profesor Marynowycz jest bardziej sceptyczny. – W tej sytuacji – mówi – pozostaje nam jedynie osobiste świadectwo i tego się trzymam, razem z moimi ukraińskimi i polskimi przyjaciółmi. 1 listopada poszliśmy razem na cmentarz Łyczakowski, zapaliliśmy świeczki na grobach Orląt oraz żołnierzy ukraińskich. W 2013 r. zorganizowaliśmy w Łucku konferencję w sprawie tragedii wołyńskiej i przyjęliśmy deklarację potępiającą zbrodnie na Polakach. Wierzę w siłę pozytywnych akcji i będę do tego namawiał także Polaków.