O co walczę?

Joanna Kociszewska

Może warto zapytać: o co się boimy? O los kultury, ideologii? O naszą pozycję w tym świecie? Czy o to, by wypełniać to jedno polecenie: „Idźcie i nauczajcie”?

O co walczę?

Do którego nurtu w klasyfikacji katolików polskich ksiądz się zalicza? – zapytano ks. Bonieckiego. Odpowiedź była znamienna: „Zawsze wolę wkładać do takich przegródek innych niż siebie… […] Lepiej odnajduję się w przedziale proponowanym przez Stefana Wilkanowicza na katolicyzm magiczny, socjologiczny i z wyboru. A jeśli chodzi o stosunek katolika do świata, problemów społecznych – pewnie czasem trzeba walczyć a czasem dialogować.”

Klasyfikacja i medialne dyskusje powodują u ludzi niezaangażowanych w spory dwie reakcje. Pierwsza – moim zdaniem powszechniejsza – to ucieczka w świat prywatny. Druga – próba samookreślenia przez dopasowanie do kategorii, co wpływa na samego człowieka. Słowo – deklaracja – zaczyna określać świadomość. Jeśli jestem „walczący” działam inaczej, jeśli jestem „otwarty” również. A tak naprawdę „czasem trzeba walczyć a czasem dialogować”.

Zastanawiające, że tak wielki problem stanowi obecnie nie stosunek człowieka do Boga, ale do świata. Nie tylko w kwestii zamknięcia/otwarcia, także – jak zauważa ks. Boniecki – przenikającego wszystkie rodzaje katolicyzmu strachu. O los chrześcijaństwa. O to, czy wiara się uchowa. O to, czy uda się obronić wartości przed światem zewnętrznym. O to, że świat pójdzie dalej, a katolicyzm przejdzie do lamusa.

Może warto zapytać: o co się boimy? O los kultury, ideologii? O naszą pozycję w tym świecie? Czy o to, by wypełniać to jedno polecenie: „Idźcie i nauczajcie”? Kultura, ideologia, dostęp do władzy jaki daje pozycja w świecie to środki głoszenia. Ważne środki, ale nie powinny się usamodzielniać. Nie mogą stać się celem.

Czterdzieści lat temu Stefan Wilkanowicz napisał bardzo mądre zdania: „Najtrudniejsza sytuacja wytwarza się wtedy, kiedy nastąpiło subtelne przemieszanie dwóch różnych rzeczy: apostolskiej misji Kościoła oraz grupowych interesów chrześcijan. I wtedy obrona tych interesów wydaje się obroną religii, obroną prawdy, sprawiedliwości, dobra wspólnego. A jednocześnie ludzie z zewnątrz zaczynają widzieć te wielkie ideały głoszone przez Kościół jako przykrywkę dla zwykłych interesów: dobrobytu, bezpieczeństwa, wpływów władzy.”

Czasem trzeba dialogować, a czasem walczyć. Tylko zanim zacznie się walkę trzeba koniecznie zapytać samego siebie: o co walczę? Jeśli o to, by głosić Boga samego, nie ma powodu do niepokoju. On sam – nie ja – będzie działał. Nawrócenie zawsze jest dziełem Boga i Jego łaski, ja mogę być tylko – parafrazując tytuł książki – od zamiatania drogi do Niego.

Jeśli zechce, moimi rękami zachowa kulturę, ocali wartości [przynajmniej te, które w Nim są zakorzenione], rozpowszechni idee, da dobrobyt, pozycję i władzę. Tyle że władza nie będzie powodem do dumy, ale nałoży ciężar odpowiedzialności. I może stać się tak, że dla czytelności świadectwa zrezygnuję z tego, co Jego zasłania: dobrobytu, bezpieczeństwa, wpływów…

Ale to Bóg sam musi być moim celem. A jedynie pośrednio kultura, idee, pozycja chrześcijaństwa…