Mnie w głowie wciąż drobiazgi

Andrzej Macura

Rzeczpospolita Polska troszczy się o swoje dobre imię, przypominając, kto był sprawcą hekatomby zgotowanej Żydom w obozach koncentracyjnych. Czterech sędziów orzekających w imieniu Rzeczypospolitej ten problem bagatelizuje.

Mnie w głowie wciąż drobiazgi

Piątkowy wyrok sądu apelacyjnego w Katowicach w procesie przeciwko Gościowi Niedzielnemu doczekał się już wielu komentarzy. Na dokładniejsze i wyważone analizy przyjdzie poczekać do opublikowania jego pisemnego uzasadnienia. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na pewien szczegół, który chyba do tej pory umykał komentatorom. Bo to naprawdę szczegół.

Otóż w myśl wyroku Gość Niedzielny ma przeprosić Alicję Tysiąc „za bezprawne porównanie jej do hitlerowskich zbrodniarzy odpowiedzialnych za morderstwa w obozie Oświęcim-Brzezinka (…)”. Pomijam tu problem, że takiego porównania nie było. To wie każdy, kto przeczytał editorial ks. Marka Gancarczyka. Chodzi mi o coś innego.

Od kilku lat w polskich mediach co jakiś czas podnosi się, że ktoś w świecie napisał o „polskich obozach koncentracyjnych”. Sformułowanie to, będące w sumie tylko pewnym uproszczeniem, przyczyniło się do rozpowszechnienia się tezy, że to Polacy mordowali Żydów w obozach. Dlatego Polska naciskała, by w oficjalnych dokumentach wyraźnie zaznaczono tożsamość sprawców morderstw. W 2007 roku UNESCO, na prośbę Polski i Izraela, zmieniło oficjalną nazwę wpisanego na listę dziedzictwa kulturowego obiektu znajdującego się dziś w Oświecimiu.  Wcześniej funkcjonowała nazwa „Obóz koncentracyjny Auschwitz”. Dziś brzmi ona Auschwitz-Birkenau. Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady (1940-1945). W czasach gdy zbrodni dokonywano, nie było ani Oświęcimia, ani Brzezinki, ale Auschwitz i Birkenau. Dlaczego wyrokiem sądu Gość Niedzielny ma przepraszać za porównanie do zbrodniarzy z obozu „Oświecim-Brzezinka”? Przecież ks. Gancarczyk we wstępniaku, na który powoływali się skarżący też pisał o obozie Auschwitz. (zobacz TUTAJ)

Dziwne, że tego sformułowania nie wstydzi się prawnik reprezentujący Alicję Tysiąc w sądzie. Zwłaszcza że publicznie podczas procesu powoływał się na swój emocjonalny związek z ofiarami hitlerowskich zbrodniarzy. Tożsamość oprawców powinna mieć dla niego znaczenie. Jeszcze bardziej dziwi, że nie zwróciła na to uwagi pani sędzia w procesie w pierwszej instancji. Także dla trzech sędziów w procesie apelacyjnym nazwa „Oświęcim-Brzezinka” nie stanowi problemu. Rzeczpospolita Polska troszczy się o swoje dobre imię, przypominając, kto był sprawcą hekatomby zgotowanej Żydom w tych obozach koncentracyjnych. Czterech sędziów orzekających w imieniu Rzeczypospolitej ten problem bagatelizuje. Rozstrzygając w  procesie o słowa należałoby jednak na słowa bardziej uważać.