Niezłe widowisko w finale mniej cenionego europejskiego pucharu

Jarosław Dudała

publikacja 16.05.2018 22:36

Atletico Madryt zwyciężyło w Lidze Europy, pokonując dziś w finale w Lyonie Olympique Marsylia 3:0.

Niezłe widowisko w finale mniej cenionego europejskiego pucharu PAP/EPA/YOAN VALAT Pochodzący z okolic Lyonu Antoine Griezmann tonie w objęciach kolegów z Atletico

Początek meczu - zdecydowanie dla Olympique. Zaczęli niekonwencjonalnie: po pierwszym gwizdku - zamiast, jak to zwykle bywa, zagrać bezpiecznie do tyłu i konstruować mozolnie akcję - marsylczycy zupełnie celowo wybili piłkę na... aut, ale możliwie najdalej w głębi połowy Atletico. Potem dosłownie "wsiedli" na piłkarzy z Madrytu i próbowali odebrać im piłkę agresywnym pressingiem. Nie przyniosło to szczególnej korzyści, ale pokazało, że Marsylia chce grać odważnie i pomysłowo. Taki radosny futbol już w 4 min. zaowocował koncertową akcją w środku pola. Pomocnicy Olympique znakomicie rozprowadzili Germaina, ten jednak w świetnej sytuacji fatalnie spudłował. Niewiele brakło, a gola zdobyłby Rami po silnym strzale z dystansu.

Faworyzowane Atletico - jak bokser wagi ciężkiej opędzający się od mniejszego, ale szybszego i bardziej technicznego rywala - odpowiedziało dopiero w 21 min. Ale za to jak! Najpierw bramkarz Marsylii Mandanda zbyt silnie podał piłkę swemu obrońcy. Ten nie zdołał jej przyjąć. Futbolówka odbiła mu się zbyt daleko i trafiła do Gabiego. Kapitan Atletico od razu podał do Griezmanna, a ten w sytuacji sam na sam bez większego trudu pokonał golkipera.

Olympique lekko przygasł. Tym bardziej, że po 30 minutach gry stracił jednego ze swych liderów - Dmitriego Payeta, któremu najprawdopodobniej odnosiła się kontuzja, z którą się ostatnio zmagał. Stracił on szansę na odegranie większej roli w finale Ligi Europy, a i finały Mistrzostw Świata stoją dla niego pod dużym znakiem zapytania.

Początek drugiej połowy to dominacja piłkarzy ze stolicy Hiszpanii. Jej ukoronowaniem był drugi gol Griezmanna w 49 min. Lekkim podcięciem piłki skutecznie wykończył on składną akcję swego zespołu. W ten sposób stał się bohaterem meczu na stadionie Olympique'u Lyon - klubu, któremu kibicował jako chłopiec, pochodzący z oddalonego o kilkadziesiąt kilometrów Macon.

Marsylczycy ruszyli mocniej dopiero w końcówce. Najpierw mogli w 81 min. zdobyć kontaktowego gola, ale wprowadzony za Germaina Mitroglou strzelił w słupek. Potem w 87 min. wdarli się w pole karne przeciwników, ale zagrali zbyt nerwowo, by zagrozić bramce Jana Oblaka.

Zimną krew zachowali za to piłkarze z Madrytu. W 89 min. niepilnowany Gabi dobił Olympique, strzelając gola na 3:0.

Ostatnim godnym odnotowania wydarzeniem meczu było wejście na boisko Fernanda Torresa. U schyłku swej kariery mógł on cieszyć się z trofeum wywalczonego z klubem, w którym się wychował.

Charyzmatyczny trener Atletico Diego Simeone oglądał triumf swych piłkarzy z trybun. To część kary za głośną krytykę sędziego w meczu z Arsenalem w Londynie.