Belfry na start

AfrykaNowaka.pl |

publikacja 06.10.2010 09:36

26 września odleciał 6-osobowy team XI-ego etapu Sztafety Afryka Nowaka. Z tej okazji o godz. 14.00 na lotnisku Ławica w Poznaniu odbyło się huczne pożegnanie Sztafetowiczów.

Belfry na start AfrykaNowaka Uczestnicy etapu z uczniami szkoły Podstawową nr 29 w Poznaniu

Organizatorzy uroczystości (Gimnazjum nr 5 im. K. Nowaka w Poznaniu) przybyli na miejsce w bardzo licznym składzie, zasilonym Szkołą Podstawową nr 29 (sąsiedzi Gimnazjum), niosąc  transparenty, grzechotki i śpiewając piosenki. Atmosfera na lotnisku była podobna do tej, gdy blisko rok temu, 4 –ego listopada 2009 roku, pierwsza ekipa Sztafety „Uadi Tour” startowała z dworca PKP w Poznaniu. Tam również byli głośno żegnani przez uczniów Gimnazjum Nowaka.

Obecna ekipa jest najliczniejszą z dotychczasowych, ponieważ razem pojedzie aż 6 osób. Przypomnijmy skład:

Dagmara Ciarka (lider), Asia Parchoć, Aleksandra Małek, Waldemar Madej, Grzegorz Stefanowicz i Leszek Fidelus.  Sztafetowiczom życzymy połamania kół, a wszystkim fanom Afryki Nowaka polecamy śledzenie ich losów na łamach naszego portalu. Tymczasem zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wczorajszego pożegnania:

 

29 września 2010

Ekipa RPA 2 wita wszystkich bardzo serdecznie!

Bez zbędnej skromności możemy powiedzieć, że nasz etap jest wyjątkowy, na pewno nie tylko dla Nas, ale  i dla wielu z Was.

Po pierwsze i najważniejsze jesteśmy etapem półmetkowym, rozpoczynamy drogę powrotną do “domu”.

Po drugie jesteśmy jedną z liczniejszych “drużyn”, które do tej pory wyruszyły na szlak Nowakowy.

Po trzecie pięcioro na sześcioro z nas to nauczyciele, a zatem Afryko drżyj!!!
Kolejna istotna dla nas rzecz to realizacja projektu edukacyjnego, który uzyskał patronat Ministra Edukacji Narodowej Katarzyny Hall.

Pewnie znajdzie się jeszcze kilka powodów, ale na dziś poprzestaniemy na tych najważniejszych, abyście nie pomyśleli, że odbiła nam „sodówka”.

Podział obowiązków sztafetowych:
Grześ – wsparcie techniczne i łączność ze światem
Waldi – animator rozrywki
Lesiu – logistyk, penetrator dziewiczych terenów
Ola – trener, kącik humorystyczny
Asia – siostra ekonomka ( 3-ma kasę)
Daga – szefowa całego tego zamieszania

Czy taki podział zadań się sprawdzi już wkrótce się przekonamy.

 

Belfry na start   AfrykaNowaka.pl Przylądek Igielny/ Cape Agulhas/ stanowi najbardziej wysunięty na południe kraniec Afryki.  Uznawany jest jednocześnie za umowną granicę Oceanów – Indyjskiego i Atlantyckiego.  Tu właśnie przyszło nam przejąć pałeczkę sztafetową, trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce. Podobno diabeł mówi tutaj dobranoc, ale jak pięknie to czyni…

„Przez ostatnie trzy dni kwietnia obozuję na Przylądku Igielnym, na samym krańcu Afryki, niedaleko wciśniętej nieco bardziej w ląd latarni morskiej. Jak jedna minuta upłynęły trzy rozkoszne dni. Pierwszy, ale pewnie nie ostatni cyklista polski, który przeciął cały ogrom Afryki na przełaj przez pustynie i puszcze, rozbił w tym miejscu namiot”
…bajecznie, niesamowicie, emocjonująco…
Postanowiliśmy zaskoczyć ekipę Elizy, pod latarnią morską. Muszę przyznać, że widok polskiej flagi w tym miejscu chwycił większość  z nas za serce. Zastaliśmy ekipę RPA 1 z wianuszkiem dzieci tańczących do przeboju „Waka, Waka”. Dziewczyny były pełne energii – aż dziw, bo przecież przebyły tak długą drogę. Widać było jednak po  nich trudy podróży. Na moje stwierdzenie, że świetnie się opalili, powiedzieli: „ smarujcie się dziewczyny, bo to już druga skóra”. Tęsknie patrzyli  na nasze torby mówiąc, że dużo by dali za kawałek Snicersa.   Wszyscy, którzy mnie znają  doskonale wiedzą, że słodycze to jeden z moich nałogów, a zatem tego atrybutu w mojej torbie przynajmniej na początku naszej podróży  nie mogło zabraknąć.  W tym miejscu „uśmiecham się” do Konrada : proszę przywieź coś słodkiego  do Vioolsdrif.
Elizie trudno  rozstać się z symbolem wędrówki…

… a my odbieramy pałeczkę z jej rąk przepełnieni nadzieją…

Postanowiliśmy przekazać sobie  funkcje w wyjątkowym miejscu  – ”Tam gdzie spienione fale oceanów biją wściekle o brzeg i wyznaczają nowy początek”.  Ekipa RPA 1 pomknęła na  swoich „stalowych rumakach”  na tzw. koniec Afryki, a my, czując się całkowicie oszołomieni, jeszcze nie u siebie, ale już świadomi  nowych wyzwać spokojnie acz z bijącym sercem,  udaliśmy się za nimi. Muszę przyznać, że zrobili na nas ogromne wrażenie.  Przekazanie pałeczki było bardzo wzruszające, widać było, że Elizie trudno jest rozstać się z symbolem jej  wędrówki, którego strzegła do tej pory jak najcenniejszego daru.
Trudno było nam się rozstać, przeciągaliśmy ten moment jak najdłużej. Staraliśmy się dowiedzieć jak najwięcej o tym jak „przeżyć” w RPA, które wg mediów jest mało przychylne dla takich podróżników jak my.  W końcu nadszedł moment rozstania. Kochana pani Danusia ( więcej informacji o tej tajemniczej postaci w późniejszych relacjach ) pozbierała wzruszonych członków poprzedniego teamu, a my zostaliśmy zupełnie sami, ale przepełnieni nadzieją.

Czy jesteśmy w stanie zrealizować w pełni zadanie, które zostało nam powierzone?
„Rozbiwszy namiot, czułem się tak przeraźliwie samotny, jak nigdy dotąd. Byłem w najodleglejszym od domu punkcie podczas całej mej tułaczki. Skądś napłynęło pytanie, czy zdołam dotrzeć z powrotem do Polski?”.
Nurtowała nas zupełnie inna myśl:  czy jesteśmy w stanie zrealizować w pełni zadanie, które zostało nam powierzone?  Usiedliśmy przed namiotami, dołożyliśmy drew do ogniska, nad nami jaśniał Krzyż Południa i zatopiliśmy się w rozważaniach. Pierwsza noc pod gołym niebem minęła spokojnie. Pełni sił i optymizmu ruszyliśmy w naszą podróż.

2.10. 2010

Wędrówkę czas zacząć

Hej kochani, wyruszyliśmy dzisiaj po trzynastej z Przylądka Igielnego. Jesteśmy przed miejscowością Napier i jak na pedagogów przystało na dzisiejszy nocleg wybraliśmy przedszkole. Oczywiście śpimy pod namiotami, ponieważ przedszkole było zamknięte.

W planach mamy niespodziankę dla dzieciaków, gdy przyjdą jutro na swoje zajęcia. Jest bajecznie, siedzimy przy ognisku, pijemy gorącą herbatę i ustalamy plany na jutro Kultywujemy Nowakowe tradycje. Brennabory mkną jak błyskawica, chociaż droga nie jest łatwa. Ostatnie dwadzieścia kilometrów to same zjazdy i podjazdy, doskonały trening przed wjazdem na rowerach na Górę Stołową. W miarę możliwości nadamy jutro pełną relację.