Anioł z zamkniętymi oczami

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 15.10.2010 10:13

Dzieci utracone podczas ciąży były tu tylko przez mgnienie. Ich życie jak mydlana bańka albo balonik odleciało do góry.

Anioł z zamkniętymi oczami AGENCJA GAZETA/JAKUB OCIEPA/gn

Październik to miesiąc, w którym wspominają je nie tylko bliscy, zaznaczając, że są dla nich tak ważne jak dzieci żyjące. I nie ma znaczenia, że były wśród nas tak krótko. Nie przez przypadek od dwóch lat Stowarzyszenie Rodziców po Poronieniu obchodzi Dzień Dziecka Utraconego, puszczając w niebo w parkach i na placach kolorowe baloniki, mydlane bańki i rozdając ciasteczka. Bo dla rodziców życie ich maluszków, mimo że tak ulotne, było też słodkie i radosne. W tym roku w październiku takie spotkania odbyły się już po raz trzeci w Warszawie, Olsztynie, Poznaniu. „Balonikowe” pikniki jako forma świętowania pamięci najbliższych utraconych to prawdziwe novum w naszym kraju.

– Kiedy dwa lata temu organizowaliśmy je po raz pierwszy, spotykaliśmy się z przeróżnymi reakcjami – wspomina Monika Nagórko, szefowa stowarzyszenia. – Ci, którzy o inicjatywie tylko słyszeli, mieli mieszane uczucia. Bo z jednej strony: żałoba, śmierć, a z drugiej: radość z przebywania razem. Za to uczestnicy spotkań mówili o przyjaznej atmosferze, towarzyszącej puszczaniu baloników. Niektórzy wreszcie mogli zwyczajnie porozmawiać z innymi o swojej stracie. – Jakaś dziewczyna, która wróciła z Irlandii i stamtąd znała tę tradycję, a sama urodziła martwe maleństwo, przyszła, żeby tu znaleźć wsparcie – opowiada Monika Haglauer, organizatorka Dnia Dziecka Utraconego w Poznaniu. Bo po poronieniu nic nie jest takie samo. – Śmierć dziecka zmienia, już zawsze będę inną mamą, kobietą, człowiekiem – wylicza Monika Nagórko, która ma dwójkę aniołków w niebie.

Zmazane dwie kreski
Kiedy umiera dziecko nienarodzone, trudno przeżyć po nim żałobę. Otoczenie zwykle udaje, że nic się nie stało. Przecież maleństwo jeszcze nie chodziło, nie leżało w łóżeczku, nie dotykało zabawek – to tak, jakby nie zostawiło swojego miejsca na ziemi. A naprawdę zostało nie tylko w pamięci mamy i taty, ale i najbliższych. – Kiedy ktoś nas pyta, ile mamy dzieci, a my odpowiadamy, że oprócz żyjących są dwa aniołki, to rozmówcy zwykle ucinają temat – opowiada Monika Nagórko. – A przecież jak zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, to nie mogę mówić, że nie miałam dziecka, i liczyć kolejne urodzone z pominięciem tego, które odeszło. Właśnie się cieszy, że na 10. rocznicę ślubu dostała największy prezent – dwie kreski na teście. Ale po dwóch wcześniejszych stratach nie było łatwo. – Dziecka nie kocha się dopiero w 40. tygodniu ciąży, ale o wiele wcześniej, nawet przed poczęciem – przekonuje. – Dlatego wolałabym usłyszeć: „Wyobrażam sobie, jakie to trudne”, albo „Jestem z tobą”.

Po stracie swoich maleństw razem z innymi mamami założyła Stowarzyszenie Rodziców po Poronieniu i stronę internetową www.poronienie.pl (podobne do nich zadania stawia sobie też Organizacja Rodziców Dzieci Chorych i Rodziców po Stracie). – Na naszym portalu można znaleźć informacje na temat teologicznych, społecznych, prawnych aspektów poronienia, które zdarza się w Polsce około 40 tysięcy razy rocznie – informuje. Można się tam dowiedzieć, gdzie rodzice znajdą grupy wsparcia, dokąd mogą zanieść materiał genetyczny dziecka niezbędny, żeby stwierdzić płeć, ale też własny, by zdiagnozować przyczyny poronień. Uzyskają informacje, w których kościołach sprawowane są Msze w intencji utraconych i jakie szpitale są przyjazne rodzicom po poronieniu. W tym roku w październiku stowarzyszenie rozprowadza w szpitalach plakaty z hasłem: „Proszę, pomóż mi pożegnać się z dzieckiem...”.

– Dobrze, żeby personel wiedział, że może dać maleństwo do potrzymania mamie, że powinien pozwolić na zrobienie pożegnalnego zdjęcia – wylicza Monika Nagórko. – To początek przeżywania żałoby. Badania potwierdzają, że im większe wsparcie otrzymują rodzice w pierwszych dniach, tym łatwiej im się uporać ze stratą później. Wiele matek zagrożonych poronieniem nie wie, jakie prawa im przysługują w razie straty. Przeżywają szok z powodu nagłego nieszczęścia i obojętności personelu medycznego. „Dłużej nie można czekać. Odchodzą skrzepy. Próbuję w nich doszukać się ciałka mego dziecka. Nie ma szans. Godzę się na zabieg – jutro. Boję się, nikt mi nic nie mówi. (…) Unikają mnie. Fartuchy. Fotel. Strzykawka. Usypiam. Budzę się. Jestem pusta. Odszedłeś, Eryczku... Pytam: co z dzieckiem? Odpowiadają głupie uśmieszki. »Dziecko było najprawdopodobniej uszkodzone, dla pani lepiej, że tak się stało«” – opisuje swoją traumę jedna z mam na forum stowarzyszenia. A przecież maleństwo można godnie pożegnać.

Czerwona suknia i piękna twarz
Obecnie nasze prawo gwarantuje wydawanie ciała dziecka niezależnie od tygodnia ciąży, w którym zostało urodzone. Szpitale są obowiązane wydawać akt zgonu oraz zaświadczenie, na którego podstawie rodzice mogą zgłosić dziecko do Urzędu Stanu Cywilnego. Po rejestracji matka może skorzystać ze 100 proc. płatnego 8-tygodniowego urlopu macierzyńskiego i zasiłku pogrzebowego w wysokości dwóch średnich krajowych. Ten urlop jest niezbędny na odpowiednie przeżycie żałoby. Bo kiedy przychodzi planowany termin porodu, matki często tracą poczucie realności – odzywa się ich biologia. Dlatego lepiej przygotować się do tego momentu. Kiedy dziecko umiera we wczesnych tygodniach życia, trudno określić jego płeć, a podanie jej jest niezbędne w akcie zgonu.

Jeśli szpital jest przyjazny, to zwykle lekarz wypisuje płeć określoną podczas wcześniejszego badania USG albo występującą częściej, czyli męską. Rodzice mają też prawo prosić o pobranie do badania kawałka tkanki dziecka czy trofoblastu, byleby tylko były różne od ciała matki. Po poddaniu ich badaniom genetycznym można poznać płeć dziecka. Takie badania pomagają też zdiagnozować powód wielokrotnych poronień. – Parę lat temu było trudno z nich skorzystać, teraz jest do nich łatwy dostęp – opowiada Monika Haglauer, która straciła trójkę dzieci, zanim doczekała się trzyipółletniego dziś Szymona. Była jedną z założycielek stowarzyszenia i ich strony. W październiku w internetowej „Galerii Aniołów” pojawiają się zdjęcia figurek aniołków symbolizujących utracone dzieci. Jeden z nich ma czerwoną suknię i piękną twarz z zamkniętymi oczami. Nie widzi nas, ale za to my patrzymy na niego