Teraz i zawsze

Andrzej Macura

Czy dyskryminowanie i prześladowanie chrześcijan kiedyś się skończy? Tak. W dniu sądu ostatecznego. Wcześniej nie ma na to szans.

Teraz i zawsze

Światowy Dzień Pokoju, obchodzony w Kościele w Nowy Rok, przyniósł koszmar. W Egipcie w zamachu na koptyjskich chrześcijan zginęło 21 osób. Wielu jest rannych. Nie zostali zabici podczas działań wojennych, zamachu na polityka czy napadu na bank. Zginęli, bo byli chrześcijanami. Bo ośmielili się mimo upływu wieków od zajęcia Egiptu przez wyznawców islamu (VII w.) zachować swoją chrześcijańską tożsamość.

A przecież to nie jedyne miejsce na świecie, gdzie w ostatnich miesiącach dochodziło do tego typu działań. Irak, Pakistan czy Nigeria – pamiętając o całej złożoności problemu w tym ostatnim kraju – to najbardziej znane miejsca, o których ostatnio mówiło się w związku z zabijaniem chrześcijan z powodu ich wiary. Zaś dyskryminowani bywają praktycznie wszędzie. Nawet, jak to przypomniał w homilii w pierwszy dzień Nowego Roku prymas Polski abp Józef Kowalczyk, w szczycącej się tolerancją Unii Europejskiej. Dlaczego?

Wspólnym mianownikiem tych wszystkich działań jest niechęć do Chrystusa. To z powodu Jego imienia jesteśmy w nienawiści u wszystkich – jak zapowiadał sam Jezus. Tego nie zmienimy. Nie ma się co łudzić, że któregoś dnia wszyscy zostaną chrześcijanami. Tak przynajmniej wynika z Apokalipsy.

Skoro nie ma  co liczyć, że prześladowania przed dniem Sądu Ostatecznego się skończą,  trzeba przywyknąć. Nie chodzi o to, żeby przestać protestować przeciwko niesprawiedliwości i nie domagać się tolerancji czy równych praw dla chrześcijan.  Musimy pogodzić się z tym, że zawsze kiedy poważnie traktujemy swoją wiarę, stajemy się znakiem sprzeciwu. To pozwoli nam zachować zdrowy dystans wobec świata.