Nareszcie prawdziwy król

AfrykaNowaka.pl |

publikacja 18.03.2011 09:53

Wszystko odbyło się z zaskoczenia. Dzień, który rozpoczął się brutalnym klaksonem motoru o 6-tej nad ranem, okazał się jednym z najciekawszych i jak dotąd najowocniejszych w tzw. Archeologii Nowakowej.

Nareszcie prawdziwy król   AfrykaNowaka.pl Król Mwata Yawu w otoczeniu dworu 2011.02.14,  Ntita Mission, wys.  899 m, pozycja: S 08° 22.000’, E 022° 36.017’.

Wszystko odbyło się z zaskoczenia. Dzień, który rozpoczął się brutalnym klaksonem motoru o 6-tej nad ranem, okazał się jednym z najciekawszych i jak dotąd najowocniejszych w tzw. Archeologii Nowakowej.

Kiedy zagospodarowaliśmy się już w pokojach gościnnej Misji Salwatorianów w Ntita, po południu zaproponowano nam przejażdżkę do Musumba, dużej miejscowości znajdującej się 5 km od Ntita. Zwykłe zwiedzanie, przynajmniej tak to odebraliśmy. Zatrzymaliśmy się przy symbolicznym cmentarzu królów ludu Lunda, ale prawdziwe miejsce pochówku Mwata Yawu, którego spotkał Kazimierz Nowak, znajduje się w innym miejscu. Ksiądz Leonard, kierowca Toyoty Land Cruiser, którą jechaliśmy, zaczął opowiadać historię o tradycyjnej Matce ludu Lunda, z którą jest spokrewniony, oraz, że właśnie jedziemy ją odwiedzić. Jeszcze w tym momencie nie zdawaliśmy sobie sprawy z wagi tych słów. Ot po prostu odwiedzimy pewnie jakąś starszą panią. Jak bardzo się myliliśmy!

Rukonkish Kamin jest nie tylko piękną, pięćdziesięcioletnią kobietą, ale przede wszystkim NAJPRAWDZISZĄ KRÓLOWĄ. W linii prostej potomkinią króla Mwata Yawu! Na prośbę księdza Leonarda ubrała swoje królewskie szaty, z czego najważniejszym elementem była korona z koralików, którą opisywał Nowak.

Jego królewska mość, Mwata Yawu, jako oznakę swej królewskiej władzy, nosi na głowie koronę ze szklanych koralików (…).

Okazało się, że znajdujemy się w tradycyjnym domu królów Lunda (pałac, przed którym król Mwata Yawu przywitał Nowaka jest teraz zajęty przez burmistrza Musumba, który akurat wyjechał do Kinszasy, przez co mogliśmy zrobić zdjęcie budynku tylko z daleka, spoza muru). Po śmierci królowej ten dom zostanie przejęty przez nowego króla i jego rodzinę. Dowiedzieliśmy się także, że pozycja królowej nie jest tylko czysto tradycyjna. Jest ona poważana i uznawana przez cały lud Lunda od Angoli przez Kongo do Zambii i wciąż przestrzegane są tradycyjne rytuały np. ceremonii intronizacji nowego władcy, która odbywa się nad świętą rzeką ludu Lunda, w pewnej odległości od Musumba, która nadal uznawana jest za stolicę królestwa. 99% prowincji Kapanga, w której się znajdujemy, zamieszkuje lud Lunda.

Dzięki księdzu Leonardowi dostaliśmy pozwolenie sfotografowania królowej, niestety nie zabraliśmy ze sobą książeczki sztafetowej, mogliśmy więc opowiedzieć tylko historię Kazimierza Nowaka oraz o projekcie Afryka Nowaka. Królowa słuchała z zainteresowaniem, napomknęliśmy zatem też o tabliczkach Nowakowych, ale sprawę ewentualnej możliwości umieszczenia jej gdzieś na fasadzie domu pozostawiliśmy na dzień następny, gdyż postanowiliśmy tu wrócić z podarunkami dla królowej oraz po wpis do książeczki. Na zakończenie wizyty poczęstowano nas winem, które przywozi z Angoli jeden z synów królowej (a jest ona matką… piętnaściorga dzieci!).

Po wyjściu na zewnątrz siedziby królowej zbliżył się do nas starszy człowiek twierdząc, że… pamięta Nowaka! Chyba za dużo szczęścia jak na jeden raz! Jednak od początku coś nam się nie zgadzało. Przede wszystkim starszy mężczyzna, mimo że nie zna daty swoich urodzin, nie wygląda wystarczająco wiekowo. Po drugie twierdził, że „Nowak” jeździł po Musumba na rowerze! A przecież był to etap pieszy. Postanowiliśmy jednak nie wyprowadzać go z błędu.

Kolejnym wielkim zaskoczeniem była dla nas informacja, że oprócz królowej istnieje nadal funkcja Ministra Wojny!

Dochodzimy do pałacu Swana Mulopwe, pierwszego ministra, a zarazem ministra wojny na dworze króla Mwata Yawu. Swana Mulopwe był już uprzedzony o wizycie białego człowieka i na powitanie wyszedł w stroju galowym i w swej wspaniałej koronie wielkiego wodza. Na ramieniu miał fantazyjnie zawieszony miecz, krótki, ozdobny (…).

Minister Wojny Mwant Mutiy, podobnie jak opisywał Nowak, był najwidoczniej uprzedzony o naszej wizycie, gdyż wyszedł do nas ubrany już w tradycyjny strój, który dokładnie odpowiadał opisowi podanemu przez Nowaka!

W zamian za pozwolenie fotografowania obiecaliśmy przywieźć następnego dnia nowakową bandanę. Ale kompletnym szokiem była dla nas żywa „Legenda Nowaka”.  Nie mieliśmy ze sobą książki, ale prawdopodobnie pod wpływem księdza Leonarda, który ją widział, zaczęto utożsamiać Nowaka z osobą, która przybyła do Musumby na rowerze jeszcze za czasów kolonialnych, zanim ktokolwiek jeździł tu na rowerach. W związku z powyższym nazwano go Katambanking, od katamb = przemieszczać się i nking = rower, w języku Lunda. Ale to dopiero początek. Otóż ten nieznajomy był takim lokalnym Prometeuszem. Przywiózł ze sobą palmę, mango, cukier trzcinowy oraz kasawę, a ponadto roślinę, która miała służyć od tego czasu za żywopłot. Podobno sadził ją we wszystkich miejscowościach na swojej drodze. Jestem ciekaw, kim był ten człowiek i skąd zrodziła się ta legenda, gdyż wszystkie wymienione rośliny oczywiście były już tu uprawiane, kiedy pojawił się Nowak. I znów stwierdziliśmy, że nie warto silić się na sprostowania – dlaczego nie mają mieć jak najlepszego zdania o Polakach? Niczemu to nie szkodzi.

Zgodnie z obietnicą pojawiliśmy się z powrotem u królowej kolejnego dnia. Tym razem nie przywitała nas już w uroczystym stroju, za to dokonała wpisu do naszej książki sztafetowej w języku Lunda (Ruund) oraz podpisała się i… przybiła swoją królewską pieczęć! Ponadto zgodziła się na umieszczenie tabliczki Trasy Nowaka przy wejściu do królewskiego domu!

Podsumowując, wydaje się, że trudno o bardziej kompletny zestaw:

- mamy królową ludu Lunda – Rukonkish Kamin, potomkinię Mwata Yawu;

- mamy zdjęcia królowej w uroczystym stroju królewskim jak również zdjęcia korony Ministra Wojny Mwant Mutiy i jego stroju;

- umieściliśmy tablicę Trasy Nowaka na ścianie siedziby królewskiej;

- mamy wpis królewski z pieczęcią w książeczce sztafetowej;

- mamy osobę, która pamięta „Nowaka”;

- doszedł do tego wpis i pieczęć z misji katolickiej, w której przebywał Nowak – Misji Ntita obok Kapangi, dawniej franciszkańskiej, od 1955 r. salwatoriańskiej.

 

 

Nareszcie prawdziwy król   Targ Abasalampasu 2011.02.16, Maswika Mission, wysokość 899 m, pozycja: S  07° 36.606’, E 022° 31.993’.

Pisałem już trochę o wioskach w Kongo, które różnią się oczywiście w zależności od regionu. Kazimierz Nowak tak opisywał te leżące m.in. na terenie ziem Lunda:

Wioski rozbudowane według planu administracji nie sprawiają wrażenia wsi, zwłaszcza wsi murzyńskiej. Droga i uliczki wysadzone drzewami mango i palmami, domy przeważnie z cegieł toną w powodzi drzew owocowych i kwiecia.

No cóż, niewiele z tego opisu przetrwało do czasów dzisiejszych. Jak do tej pory nie widzieliśmy drzew mango, a wokół ceglanych domów, których wiele stoi w ruinie, nie ma ani drzew owocowych, ani kwiatów. Oczywiście nie ma prądu, a noce są naprawdę chłodne. W chatach krytych strzechą rozpala się wewnątrz ogniska, a dym przeciska się przez słomę, co wygląda, jakby cały dach parował. Najwidoczniej większość dzieci posiada tylko jeden zestaw odzieży, gdyż rano widzimy je ubrane tak samo i do tego zziębnięte w chłodzie poranka. Na szczęście dla nich dość szybko się ociepla.

Tuż obok wiosek widać połacie ziemi, ze srebrnym lasem dojrzewającej bawełny (…). Zielenią się krzewy manioki, która jest podstawą życia ludności murzyńskiej.

Bawełna to przeszłość. Co do krzewów manioku to istnieją nadal, gdyż mieszanka manioku i kukurydzy jest podstawą mąki, z której wyrabia się kleistą, bezsmakową papkę (ewentualnie jest to smak kleju, co raczej nie jest komplementem). W niektórych wioskach widzieliśmy bananowce, a już zupełną rzadkością są pola ananasowe, które napotkaliśmy tylko koło Sandoa. W każdej wiosce są kury i kozy, choć kurczaka podano nam tylko w misji w Maswika. Bogatsze wioski hodują świnie, natomiast im bliżej równika tym więcej owiec. I oczywiście wychudzone psy, o które tu nikt nie dba. W rejonie Sandoa widzieliśmy farmę krów. Tylko raz widziałem królika oraz stadko kaczek. W Musumba zauważyłem indyki oraz perliczki. Poznany tam były Minister Obrony DR Konga hodował nutrie dla mięsa.

Syci wszyscy, zadowoleni z życia radują się przeżytym dniem, przeżytym beztrosko w otoczeniu pięknych alei palm i mango na podwórkach, obramowanych żywopłotem, za którym dojrzewają banany i ananasy, a także owoce strefy umiarkowanej. Często w murzyńskich ogrodach spotyka się drzewa oblepione złotymi kulami pomarańcz (…).

Raczej nie jestem przekonany, aby obecni Kongijczycy kładli się spać syci. Wieczorami słychać głośny krzyk niemowląt, które podobno płaczą właśnie z głodu. Wydęte brzuszki małych dzieci wypełnione są raczej pasożytami niż pożywną strawą… Ale mimo, że praktycznie wszystkie dzieci chodzą w łachmanach (wygląda na to, że ich koszule pochodzą z darów), to – jak to dzieci – są uśmiechnięte, wesołe i… głośne. Kiedy nie chodzą do szkoły, co jest częstym przypadkiem, zapełniają swój czas zabawami – czy to grą w klasy, czy skakaniem przez „gumę” zrobioną tutaj z traw, czy grą w warcaby, gdzie pionki stanowią kapsle od butelek.

Co uprawia się w okolicy, najlepiej sprawdzić na lokalnym targu. Środa to dzień targowy w Maswika. Na licznych stoiskach widzieliśmy oprócz manioku/kasawy, kukurydzy, orzeszków ziemnych i bananów (5 centów za dwie sztuki), także pomidory, cebule, fasole, papryczki, bakłażany, bataty, ryż i ziemniaki (2$ za wiaderko może dwukilowe), a nawet cytryny. Były też różnorakie ryby, głównie wędzone – od maleńkich, wielkości połowy naszych puszkowych sardynek, do całkiem sporych. W dziale mięsnym panowała koźlina oraz wieprzowina. Widzieliśmy żółwia, którego oferowano do sprzedaży za… 10 centów! Chcieliśmy go kupić, ale i tak raczej prędzej niż później zostałby schwytany i zjedzony. Na targu w Sandoa oferowano kosze z żywymi termitami. Oddzielne stoiska zajmował alkohol, zarówno miejscowy bimber z palmy jak i wino palmowe, które miałem nieprzyjemność spróbować (czysty ocet winny). Na parafii w Maswika poczęstowano nas piwem Skol, w Musumba piwem Simba, a w Sandoa kupiliśmy piwo Tembo za 2,5$/0.6l.

Jak to na każdym targu świata oferowane są usługi głównie gastronomiczne, fryzjerskie (1$ za zwykłe strzyżenie) oraz naprawcze – przede wszystkim naprawa rowerów. W Musumba można było też naprawić magnetofon, magnetowid czy telewizor. Są też stoiska z olejem palmowym, mazutem, czy węglem drzewnym. I oczywiście papierosy z Angoli (30 centów za paczkę) oraz mydło (30 centów za 2 sztuki). Na stoiskach „przemysłowych” króluje chińszczyzna. Przede wszystkim klapki i rozmaite obuwie oraz latarki, u nas niespotykane – stojące urządzenia z niewiarygodną ilością lampek LED, zastępujące brak energii elektrycznej. Liczne jednorazowe zegarki, kłódki, gwoździe i inne materiały budowlane. Każde stoisko danego rodzaju jest praktycznie identyczne. Największą jednak atrakcją każdego targu jesteśmy oczywiście my! W każdym momencie otacza nas gromada dzieciaków, które starają się znaleźć na każdym zdjęciu, kiedy tylko próbujemy je zrobić.