Niepokalanowa święte prawdy

Agata Puścikowska

GN 23/2011 |

publikacja 09.06.2011 00:15

Niepokalanów – większości pielgrzymów znany z bazyliki czy muzeum o. Kolbego – skrywa o wiele więcej tajemnic.

Niepokalanowa święte prawdy fot. Jakub Szymczuk Budowa bazyliki w Niepokalanowie, rozpoczęła się jeszcze w 1939 r.

O świętych wie się zazwyczaj tyle, ile nie zdoła się zapomnieć zaraz po lekcji religii. Cóż przeciętny Kowalski mówi o św. Maksymilianie? Że zakonnik zginął śmiercią męczeńską, względnie, że wydawał katolicką prasę. Święta prawda. Ale świętych prawd o świętym franciszkaninie jest dużo więcej. A mieszczą się w miejscu, które stworzył. Administracyjnie: Mazowsze, gmina Teresin, między Błoniem a Sochaczewem. Technicznie: klasztor – wydawnictwo. Duchowo: miasto Niepokalanej.

Prawda pierwsza: zwyczajne życie

W słomkowym kapeluszu, pchając taczkę, z miotłą pod pachą, po uliczkach i alejkach Niepokalanowa od samego rana krząta się brat Maciej. Szur, szur, szura miotła po starym, pamiętającym jeszcze o. Maksymiliana, trotuarze. Proste, zakonne życie ku chwale Niepokalanej. Gdy wiele lat temu do Niepokalanowa przyjechał kilkunastoletni (może nieco zbuntowany) nastolatek, popatrzył na fizyczną pracę brata Macieja. Popatrzył i na posąg Niepokalanej. Pomyślał: „To jest prawdziwa wiara, zostaję”. I został. Jak tysiące innych, którzy w różnych latach i w przeróżnych okolicznościach zakochiwali się najpierw w Niepokalanej, potem w Niepokalanowie (a może na odwrót?). Chociażby ojciec Marek. Obecnie jego zwyczajną zakonną pracą jest m.in. opieka nad dziennikarzami, których w Niepokalanowie w obchodzonym właśnie Roku Kolbiańskim sporo się kręci. – Święta jest tu każda piędź ziemi. Bo chodziły po niej stopy wielkiego świętego – mówi patetycznie, acz prawdziwie o. Marek. – Więc dotykamy tu ciągłej jego pracy, i dotykamy modlitwy. I dodaje przystępniej: – Opowiadali starsi bracia, że był zabiegany do granic możliwości, ale zawsze, gdy przechodził obok kaplicy, przyklękał przed tabernakulum. Modlitwa potrzebna mu była, żeby z pracą dać sobie radę.

Ojciec Marek opowiada, jak w latach 20. ub. wieku na terenie obecnego wielkiego klasztoru było szczere pole. Należące zresztą do księcia Druckiego-Lubeckiego. Książę (po namysłach i duchowo-materialnych perypetiach) oddał franciszkanom spory kawał ziemi. Bracia przyjechali na miejsce w 1926 r. Najpierw postawili figurkę Niepokalanej. Stoi do dziś. Obok wyrosła drewniana kaplica, przy której, obok zakrystii, zamieszkał o. Maksymilian. Również ostała się nietknięta. W ciągu kilku lat siłą mięśni braci i okolicznej ludności, a siłą duchową Niepokalanej, wyrastały kolejne budynki: klauzura dla wciąż wzrastającej liczby zakonników, niemal od razu – drukarnia. – Ojciec Kolbe blisko 100 lat temu wiedział, co mogą media dla ewangelizacji – opowiada o. Marek. – Wydawano wiele pism, a już w 1938 r. zaczęło w Niepokalanowie działać radio – najstarsze katolickie radio w Polsce. Działa do dziś! Ojciec Kolbe myślał też o telewizji. Pojechał nawet do Berlina, żeby poznawać, jak działa, by jak najszybciej przenieść ją do Niepokalanowa. Jego plany pokrzyżował wybuch wojny.

Prawda druga: nie samym wydawaniem...

...radiem, drukowaniem zakonnik żyje. Więc współcześni zakonnicy codziennie, dla najuboższych, wydają ponad 100 posiłków. A na wciąż napływających pielgrzymów zawsze czekają dach lub wiata nad głową, herbata, zupa albo i dobre słowo. Bo przecież, jak mówił o. Kolbe, nie można służyć Maryi bez służenia człowiekowi. Pod murem wokół bazyliki kilkanaście rowerów. Miejscowi wolą tu je zostawiać, niż „parkować” przy niewiele oddalonym od klasztoru dworcu. Zresztą dwa kółka to, zdaje się, ulubiony sposób poruszania się po „mieście-klasztorze”. Między klasztornymi alejkami rowery przejeżdżają raz po raz. I powiewają czarne habity w drodze między bazyliką, drukarnią, domem pielgrzyma a klauzurą.

A właśnie! Klauzura! Niedostępna dla kobiet (szczęście, że fotoreporter płci męskiej), a za nią, podobno, kolejne perełki: klasztorna kuchnia i piekarnia, w której wypieka się chleb tak jak przed wojną, tradycyjnie, na zakwasie. A że chleb prawdziwy, to okoliczni mieszkańcy nieraz prosili braci, żeby i na sprzedaż piekli. Niestety, aby chleb na sprzedaż robić, trzeba wymogi unijne spełnić, kuchnię przebudować, piece wymienić. Niby osiągalne. Ale jaki ten chleb by był?

Prawda trzecia: święty (s)pokój

Biały budynek tuż przy starej kaplicy. Gdy w 1936 r. ojciec Maksymilian wrócił do Niepokalanowa z Japonii (założył tam drugi, japoński Niepokalanów), zamieszkał właśnie w nim, w nowej klauzurze, na pierwszym piętrze. Większość pokoju zajmował duży drewniany sekretarzyk. Komputer do zarządzania klasztorem i wydawnictwem, prawie. Zachował się w stanie doskonałym, z niemal tysiącem spraw do załatwienia, każda uporządkowana w osobnej przegródce. Gdzieniegdzie nawet widać maleńkie karteczki z napisami pracowicie wystukanymi na maszynie do pisania: „pralnia”. Przyziemne, a konieczne, żeby w ponad (wówczas) 700-osobowym klasztorze ład, porządek i spokój był. Stąd go zabrali. Razem z teczką skórzaną, która z Pawiaka wróciła bez niego. Teczka leży teraz w gablocie za szkłem. Obok jest i kapelusz świętego, i wełniany, ręcznie robiony w szachownicę, sweterek. Jest i stuła, portfel skórzany, są i rękawki od habitu, dla oszczędności noszone na gumkach, a wymieniane rzadko, bo materiał drogi.

Prawda czwarta: w drukarni i (na) straży

We współczesnej drukarni, oddalonej od dawnej klauzury o kilkaset metrów, pachnie mdło papierową chemią. Koniec drukowania na dziś. Brat Janusz, kierownik drukarni, znajduje chwilę na rozmowę. Zaczynał wiele lat temu, jak na porządnego brata przystało, od najprostszych prac. Zamiatanie, porządkowanie. Jedna maszyna, potem druga. Metody druku, dla jednych może nudne, dla niego stały się wyzwaniem. Ze swadą opowiada o dawnym, ręcznym dobieraniu kolorów, mieszaniu szpacheleczką, o radości z udanej pracy. Opowiada i o współczesnych zabiegach komputerowych, które wbrew pozorom nudne nie są. Bo wystarczy przycisnąć guzik, a efekt już będzie „taki inny”...

– Ja mam trzy pasje życiowe: klasztor, drukarnię i straż pożarną. Bo brat Janusz jest również strażakiem ochotnikiem. Jak jego poprzednicy sprzed 30, 50 czy 80 lat, niesie pomoc nie tylko na terenie Niepokalanowa, ale i w okolicy. Straż pożarną założył... no, wiadomo, o. Maksymilian. Bo przy drewnianej zabudowie klasztoru wystarczyłaby iskra... Obecnie w straży pracuje 18 braci. 12 jeździ do akcji, a 6, ze względu na wiek i stan zdrowia, pożarów nie gasi, ale o stanie spoczynku nie chce słyszeć. Bo gdy tylko syrena zawyje i młodsi jadą na pomoc, starsi albo w myśli, albo i na kolanach przed Niepokalaną proszą o ocalenie dla potrzebujących. Strażakiem jest się do końca życia.

Prawda piąta: archiwum żywe

Archiwum zakonne też nie do obejrzenia przez przeciętnego pielgrzyma. Zapach starych książek, kurzu, historii. I jej siwiuteńki świadek, brat Jeremiasz. Delikatna, jasna cera, żywe oczy nie zdradzają wieku. 90 lat, z czego 73 w zakonie, 40 na stanowisku archiwisty, a całe 5 lat pod wodzą samego o. Kolbego. Brat Jeremiasz nadal pracuje na etacie, dzień w dzień, po 8 godzin.

Zazwyczaj nie chce opowiadać o o. Maksymilianie. Tyle się już naopowiadał, a przecież wszystko jest spisane i dobrze udokumentowane. Trzeba tylko chcieć czytać. Tym razem robi wyjątek. Mówi cichutko, powoli. Jakby zdradzał najpiękniejszą tajemnicę: miał 22 lata, gdy przyszła wiadomość o śmierci o. Kolbego. Nie płakał. Przecież umarł święty! Przybyło orędownika w niebie...

W latach 90. ub. wieku do Niepokalanowa zgłosił się człowiek, były więzień Oświęcimia. Przyniósł pasiak, którzy rzekomo odziedziczył po świętym. Wierzyć, nie wierzyć? – Ja wierzę – mówi ze spokojnym uśmiechem br. Jeremiasz i gładzi biało-niebieski materiał.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.