Dla wierzącego nawet największe napisy na autobusach, samolotach, wieżowcach itp. nie staną się powodem do rozważań czy Bóg jest, czy Go nie ma. Niewierzącym nic nie odmieni taki napis skoro i tak nie wierzą. Więc taka propaganda jest bezsensowna. Ciekawe do kogo jest skierowana? Swoją drogą trzeba mieć wielką wiarę – wierząc, że Boga nie ma. Wszystko "mówi o Bogu" - trzeba nauczyć się słuchać i patrzeć nie tylko czytać. Wiara w to, że "Boga nie ma" pozbawiona jest nadziei, działa jak trucizna z opóźnionym zapłonem - bo, życie zmienia się, ale się nie kończy - dla wierzącego - a co z niewierzącymi? ;-)
największym nieszczęściem głupich ludzi pozostaje to , że nie znają przyszłości.Gdyby Dawkinsk mógł zobaczyć Anglię za 1,5 roku to z pewnością byłby najb. gorliwym chrześcianinem
Może to być zuchwały akt, ale mnie on raczej przypomina przysłowiowe „gwizdanie w ciemności”. Pogwizduję, gdy czuję się nieswojo, lękam się czegoś. Dodaję sobie odwagi. Ten napis byłby wówczas, /pełnym lęku/ okrzykiem, który zagłusza myśl „Bóg jest”. Okrzykiem chroniącym przed samotnym trwaniu w niepokoju. Lars ma rację - takie napisy nie zagrażają wierzącym. Są rozpaczliwym poszukiwaniem poparcia u tych, którzy myślą tak samo.
Autobusy maja wyjechać na ulice dopiero w styczniu..może do tej pory coś się zmieni?..katolicy wypowiadający się dla polskiej gazety w Anglii nie są tym faktem zbyt zbulwersowani,czy przerażeni(chociaz pojawił się i polski głos zwolenniczki)..kto wierzy w Boga ,ten przy tej wierze zostanie..po za tym Anglia to nie Polska,tam nie ma rozmów o religii na ulicy..tam każdy w swoim domu rozważa te czy inne prawdy,wątpię żeby ta akcja wywołała jakieś większe poruszenie...ewentualnie kilka autobusów spłonie(oby nie z ludźmi w środku)
Brakuje rzeczywiście wiary Autorowi artykułu skoro nie jest w stanie dopuścić "prawdopodobieństwa nieistnienia Boga". Pan Jacek Dziedzina nie musi już wierzyć, on wie. Tylko skoro wie czemu jest tak mało przekonujący w kwestii istnienia Boga. Argumenty Dawkinsa są aż nazbyt emocjonalne żeby się nimi przejmować. Ale należałoby podnieść rękawicę i odpowiedzieć. Prościej, i jest to odwieczna taktyka Kościoła, jest obrzucać wyzwiskami (w rodzaju bluźniercy, aroganta) grozić atakiem fundamentalistów islamskich niż podjąć dialog o którym tak pięknie mówią kolejni papieże.
O ile się nie mylę, to wiara polega na tym, że się wie. W szczególności wiara w Boga polega na tym, że się wie iż jest. Nauka zaś wraz ze swoimi metodami jest zupełnie niekompetentna w orzekaniu o Jego istnieniu albo nie. Z kim więc tu "dialogować" i po co?
Rzeczywiście, wierząc w jakiś sposób WIE się o istnieniu Boga, jednak nie w sensie naukowym. Twierdząc, że nauka jest niekompetentna w orzekaniu o istnieniu Boga wylewa Pan dziecko z kąpielą. Przecież teologia jest nauką (niektórzy przyjmujący wąską definicję "nauki" nie zgodzą się z tym) i jako taka, choć posługuje się inymmi metodami niż np. nauki przyrodnicze, kompetentnie mówi nam o Bogu, albo stara się. Np. prawda o transubstancjacjii (przeistoczeniu) jest bardzo ciekawie i kompetentnie przez teologów wyrażana (bo to proces). Nauki biblijne (np. teologia biblijna, egzegeza) poczyniła ogromne postępy. Po co Bóg stawia przed człolwiekiem takie narzędzia kompetentnej wiedzy? Po to żeby człowiek poznając go bardziej przekazywał tę wiedzę dalej (pomijam tu modlitwę żeby się skupić tylko na nauce w tej chwili). Argumenty "biblijne" Dawkinsa są zabawne i NIEkompetentne. Nie chodzi tu o to żeby na siłę kogoś nawracać, Dawkins może pozostać przy swoim ateiźmie i nic go nie wzruszy. Jednak echa takiej rzetelnej dyskusji (dialogu) mogą zataczać bardzo szerokie kręgi trafiając na otwarte i uczciwe umysły. Nie ma człowieka, przynajmniej tak to rozumiem, który nie zasługiwałby na dialog - potrzeba nam pokory żeby słuchać i odpowiadać bez nadziei na zwycięstwo gdyż jest ono domeną Boga.
Swoją drogą trzeba mieć wielką wiarę – wierząc, że Boga nie ma. Wszystko "mówi o Bogu" - trzeba nauczyć się słuchać i patrzeć nie tylko czytać.
Wiara w to, że "Boga nie ma" pozbawiona jest nadziei, działa jak trucizna z opóźnionym zapłonem - bo, życie zmienia się, ale się nie kończy - dla wierzącego - a co z niewierzącymi? ;-)
Lars ma rację - takie napisy nie zagrażają wierzącym. Są rozpaczliwym poszukiwaniem poparcia u tych, którzy myślą tak samo.
Twierdząc, że nauka jest niekompetentna w orzekaniu o istnieniu Boga wylewa Pan dziecko z kąpielą. Przecież teologia jest nauką (niektórzy przyjmujący wąską definicję "nauki" nie zgodzą się z tym) i jako taka, choć posługuje się inymmi metodami niż np. nauki przyrodnicze, kompetentnie mówi nam o Bogu, albo stara się. Np. prawda o transubstancjacjii (przeistoczeniu) jest bardzo ciekawie i kompetentnie przez teologów wyrażana (bo to proces). Nauki biblijne (np. teologia biblijna, egzegeza) poczyniła ogromne postępy.
Po co Bóg stawia przed człolwiekiem takie narzędzia kompetentnej wiedzy? Po to żeby człowiek poznając go bardziej przekazywał tę wiedzę dalej (pomijam tu modlitwę żeby się skupić tylko na nauce w tej chwili).
Argumenty "biblijne" Dawkinsa są zabawne i NIEkompetentne. Nie chodzi tu o to żeby na siłę kogoś nawracać, Dawkins może pozostać przy swoim ateiźmie i nic go nie wzruszy. Jednak echa takiej rzetelnej dyskusji (dialogu) mogą zataczać bardzo szerokie kręgi trafiając na otwarte i uczciwe umysły.
Nie ma człowieka, przynajmniej tak to rozumiem, który nie zasługiwałby na dialog - potrzeba nam pokory żeby słuchać i odpowiadać bez nadziei na zwycięstwo gdyż jest ono domeną Boga.