Pytanie cóż to za fani. Kibicem się zostaje kiedy ojciec zaprowadza na mecz(nie ważne która liga). Ja w latach 90 zacząłem chodzić na mecze, pamiętam te dialogi ludzi na trybunach, pamiętam awanse,porażki, te flagi, bóle gardła na drugi dzień(i awantury matki w domu), pamiętam gole,akcje,nazwiska. Mówię o Ruchu Radzionków, klubie który w 1998 roku jako beniaminek w I lidze(dziś Ekstraklasa) był wyśmiewany w telewizji, a wygraliśmy w debiucie 5-0 z ówczesnym mistrzem Polskim Widzewem. Popłakałem się wtedy z radości. Pamiętam te tłumy na trybunach niespotykane nigdzie indziej w Polsce(10-12 tysięcy) w czasach kiedy Lech Poznań z trudem osiągał frekwencję na poziomie 5 tysięcy, a taka renoma, kawał historii piłki nożnej jak Ruch Chorzów miał frekwencję na poziomie 3 tysięcy.
Kibicem się zostaje nie z jakiegoś powodu, a pomimo. Kibic Barcelony spoza Katalonii idą za sukcesem, pieniędzmi, i oni odejdą wraz z kryzysem. Ja pozostanę przy Ruchu do śmierci.
Kibicem się zostaje kiedy ojciec zaprowadza na mecz(nie ważne która liga). Ja w latach 90 zacząłem chodzić na mecze, pamiętam te dialogi ludzi na trybunach, pamiętam awanse,porażki, te flagi, bóle gardła na drugi dzień(i awantury matki w domu), pamiętam gole,akcje,nazwiska. Mówię o Ruchu Radzionków, klubie który w 1998 roku jako beniaminek w I lidze(dziś Ekstraklasa) był wyśmiewany w telewizji, a wygraliśmy w debiucie 5-0 z ówczesnym mistrzem Polskim Widzewem. Popłakałem się wtedy z radości. Pamiętam te tłumy na trybunach niespotykane nigdzie indziej w Polsce(10-12 tysięcy) w czasach kiedy Lech Poznań z trudem osiągał frekwencję na poziomie 5 tysięcy, a taka renoma, kawał historii piłki nożnej jak Ruch Chorzów miał frekwencję na poziomie 3 tysięcy.
Kibicem się zostaje nie z jakiegoś powodu, a pomimo. Kibic Barcelony spoza Katalonii idą za sukcesem, pieniędzmi, i oni odejdą wraz z kryzysem. Ja pozostanę przy Ruchu do śmierci.