• skierka
    03.02.2016 12:52
    Droga Pani !


    Widzę sympatyczną buzię a przydała by się tutaj kamienna twarz inkwizytora .

    Jacy naukowcy ? chrześcijanie czy ateiści ?
    Cóż to ma wspólnego z tematem , ma , bo widać jak na dłoni SYSTEM WARTOŚCI .

    Jeżeli kościół ma być znakiem sprzeciwu wobec świata to niechże mu się sprzeciwia i...pokaże jego niecnotę moralną , brak nam DYDAKTYKI SPOLECZNEJ takiej np. w której Autorka bez ucieczki w ogólniki mówi :
    "Patrzcie na ta degrengoladę , to jest świat pozbawiony Ewangelii "

    co ? że poprawność polityczna ? a pies jej ...och ! pardon to nie to forum.

    Ale...wiem ,ze niewiasty są delikatniejsze , w ogóle to ...znakomity tekst.
  • fmo.blog.onet.pl
    04.02.2016 01:12
    Pani Joanna nie zdaje sobie chyba sprawy z tego, że istnieje terapia genowa i że istnieją metody modyfikowania określonych genów w wielomórkowym, dojrzałym organizmie. W sposób typowy dla katolickich propagandystów twierdzi pani autorytatywnie, że wczesny ludzki zarodek, to człowiek. Mam więc propozycję: niech pani wpisze w Google słowa "early human embryo" i obejrzy pojawiające się tam obrazki; potem niech pani wpisze "early elephant embryo" i znowu obejrzy te obrazki i proszę postąpić jeszcze tak samo z "early swine embryo". A potem niech pani powie z pełnym przekonaniem i powagą, że człowiek praktycznie nie różni się od słonia i świni. Nie przypuszczam by odczuwała pani silne opory moralne przed badaniem zarodków słoni lub świń, nawet jeśli wspomniane zarodki nie są w stanie przeżyć takich doświaczeń. Przyznaję, że nawet w przypadku zarodków słoni i świń, śmierć tych organizmów budzi wrażenie nieprzyjemne, odczuwalna jest jako pewien dramat. Jeśli jednak mówimy o dopuszczalności lub nie pewnych praktyk, to nie chodzi o odczucia, lecz rachunek dobrych i złych aspektów postępowania specjalistów medyków.Tak się składa dziwnie i nie "po bożemu", że wczesne zarodki człowieka pod każdym względem o wiele bardziej przypominają zarodki świń, słoni i innych ssaków, niż organizm i umysł dorosłego człowieka, czy choćby niemowlęcia. Dlatego wydaje się sensowne, przyjęcie, że w stosunku do bardzo wczesnych zarodków ludzkich należy stosować podejście, które stosuje się bez oporów w stosunku do zarodków zwierząt. Podobnie jak inni religianccy propagandyści, odwołuje się pani do popularnych odczuć, zamiast rzeczowych argumentów. Gdyby pani przeprowadziła sondę uliczną, pytając jak należałoby postąpić z człowiekiem, który kroi ludzkie zwłoki, gotuje wydłubywane z nich gałki oczne, to zapewne usłyszałaby pani, że należy go osądzić możliwie najsurowiej, uwięzić, a może i ukatrupić. Tymczasem temu opisowi odpowiadałby Leonardo da Vinci, a niewiele by od niego odbiegali i współcześni patomorfologowie. Skuteczne zablokowanie przez religiantów takich praktyk, odrażających dla zwykłego człowieka, spowodowałoby, że w wielu wypadkach nie można by pomóc chorym, którym współczesna medycyna potrafi pomóc całkiem skutecznie. W dodatku nawet religianci w wielu wypadkach wolą zdać się na opinię lekarza niż modły. Nie wiem dlaczego używa pani w stosunku do tego projektu naukowego pogardliwego określenia "zabawa". Czy rozmawiała pani z autorami wspomnianego projektu, poznała pani ich motywacje? Czy zdaje sobie pani sprawę, że rozpoczęcie tego typu badań wymaga uzyskania zgody komisji etycznych, złożonych z fachowców ogólnie biorąc niegłupich i nie mniej poważnych od pani?
    • jo_tka
      04.02.2016 22:04
      jo_tka
      Proponuję, żeby jednak poczytał Pan (lub Pani) o terapii genowej. Nie ma metody wymiany genu we wszystkich komórkach ciała. To, co próbowano stosować, to próba modyfikacji genomu własnej komórki i jej wprowadzenie do organizmu z nadzieją, że zastąpi chory szczep komórkowy lub że zmodyfikowane limfocyty będą skuteczniejsze. Przeniesienie genu do komórki jest wykonalne, ale nawet w warunkach laboratoryjnych transformacja z wykorzystaniem wektora nie obejmuje wszystkich komórek poddanych działaniu. A mówimy o organizmie ludzkim, w którym komórek jest znacznie więcej niż w warunkach laboratoryjnych, z trudniejszym dostępem.

      Proszę zauważyć: wiemy, gdzie jest błąd genetyczny w dystrofii mięśniowej Duchenne'a. Wiemy, mówiąc w uproszczeniu, czego brakuje. Jak na razie nie udało się jednak wymyślić sposobu pomocy tym chorym, poza sterydami i respiratorem. Umierają w wieku (max.) 20-kilku lat, na respiratorze, w przebiegu jakiejś sepsy. Bo oddychać za nich, owszem, już umiemy. Co można zaproponować i co się proponuje, w razie stwierdzenia uszkodzonego allelu genu w badaniach prenatalnych? Aborcję. W przypadku zapłodnienia in vitro? Niewszczepianie zarodka. Kropka.

      W kwestii badań na zarodkach: nie mam najmniejszych oporów odnośnie do badań na zarodkach zwierzęcych. Problem polega na tym, że dotyczy to zarodków ludzkich. Ludzi. Nie jest to miejsce, w którym miałabym ochotę podejmować szerszą dyskusję na temat statusu ontologicznego zarodków. Takie jest moje zdanie, z którym oczywiście wolno się Panu /Pani nie zgodzić.

      Nie mam również - przynajmniej w założeniu - zastrzeżeń odnośnie do modyfikacji genetycznych. Modyfikacje genetyczne bakterii dały nam ludzką (a więc znacznie mniej immunizującą) insulinę. Wszystko zależy, na czym polegałaby modyfikacja. To znaczy: co i na co ulegałoby zmianie, w jaki sposób, jakie byłyby tego skutki.

      Badania, które rozpoczęto w Wielkiej Brytanii mają obecnie znaczenie wyłącznie poznawcze. A zastosowany "materiał" je w moim pojęciu dyskwalifikuje. Jeśli potrzeba materiału ludzkiego, nie mam oporów w kwestii badań na komórkach macierzystych niepochodzących z zarodków. Istnieją źródła ich pozyskiwania, są stosowane w leczeniu, z różnym skutkiem. Owszem, zapewne jest to materiał trudniej dostępny. Za to nie budzi wątpliwości etycznych.

      Całą resztę dywagacji niemerytorycznych pozwolę sobie pominąć.
  • skierka
    04.02.2016 11:00
    Przepraszam to jeszcze raz ja, ale nie mogłem się powstrzymać....ja o tym komentarzu , chodzi o METODĘ.

    Krótko ,żeby nie nudzić :

    A/ PODMIOT ORZEKAJĄCY .czy lekarz jest osobą uprawniona o tym kto jest człowiekiem a kto nie ? pytam , bo pod pismami uzasadniającymi to co się działo np. w Buchenwaldzie istnieją podpisy lekarzy...uznanych lekarzy , dla nich to nie byli ludzie tylko "podludzie "Jeśli tak to obozy koncentracyjne ...były naukowo ,lekarsko uzasadnione...

    B? MERITUM .

    Jak właściwie wygląda ,metoda orzekania i o tym kto jest człowiekiem a kto nie ? Czy lekarze są w stanie np. udowodnić ...że sami są ludźmi ?Jak wygląda dowód na to ,że istota pod skalpelem jest człowiekiem ..albo nie .

    Co ? że naukowcy ? nauka ? a to przypadkiem nie jest ta dziedzina wiedzy która nawet nie jest do końca przekonana czy wirus jest bytem żywym czy umarłym ? Może zaczekać aż się rozwinie zanim a priori przyznamy jej "nieomylność "co ?

    Definicja nauki : to proces gromadzenie i przetwarzania informacji , warunkiem uznania czegoś takiego za naukę jest spójność logiczna implikacja, koniunkcja , alternatywa ...nic więcej...zapewniam ,ze to nie Bóg , to coś może być bożkiem dla tych którzy nie wierzą , nie potępiam , rozumiem ale niech stawi się do dysputy z gotowymi DOWODAMI dowodami a nie przypuszczeniami,

    Czy zarodek wygląda na człowieka A CÓŻ TO ZA PODEJSCIE? naukowe ??!!!

    A tak poza tematem ,pomocniczo ;

    kiedyś , kiedy byłem piękny [?]i młody zostałem doszczętnie zrugany przez przełożonego w wojsku za niedostateczne sprawdzenie ,czy za kulochwytem strzelnicy nikt nie chodzi, na mój wywód ,że przecież są druty, wiszą ostrzeżenia , nikogo tam nigdy nie widziano , sierżant odpowiedział:

    "Tak , ale tam mógł być człowiek "

    słusznie czy nie ? To a propos humanizmu ...sierżanta LWP , tylko dlaczego porównuję go z z lekarzami , ludźmi [" na oko " ]wykształconymi ?

    • fmo.blog.onet.pl
      05.02.2016 11:47
      Szanowny Panie, ja też mam obawę, czy admin i czytelnicy tego forum zniosą dalsze pociągnięcie tego wątku, ale spróbujmy, bo pokusa jest dość silna. W swoich rozważaniach posługuje się Pan analogiami. Przypowiastka dotycząca sierżanta LWP nie budzi moich zastrzeżeń, zgadzam się z jej przesłaniem. Dodałbym tylko drobiazg (?): proszę mi wierzyć, że osoby które potrafią zaplanować i przeprowadzić ambitne badania naukowe, a ich wyniki opublikować w liczącym się czasopiśmie, prawie na pewno dorównują inteligencją, powagą życiową i rozsądkiem typowemu sierżantowi LWP, jeśli nawet bardzo nad nim tymi walorami nie górują. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie ma Pan (albo powiedzmy jakiś pan sierżant, czy pani urzędniczka nie ma) prawa spoglądać podejrzliwie i badzo czujnie na to, na co środki publiczne przeznaczają naukowcy. Chcę tylko zasugerować, by oceniając sprawę z pozycji mało wtajemniczonego widza, zaczynać raczej od pytań, a nie morałów i zakazów. Proszę pozwolić na jeszcze dwa słowa odnośnie Pana wcześniejszej analogii, która wydaje mi się bardzo użyteczna, tylko złapał ją Pan za niewłaściwy koniec. Chodzi mi o kwestię czy wirusy są żywymi organizmami. Napisał Pan tak, jakby to był problem spędzający sen z powiek wirusologom, czy ogólnie biologom. Tymczasem jestem przekonany, że wirusolodzy nie czują wielkiego niepokoju z powodu tego problemu, uważają go nawet za pozorny. Pana rozterka w tej sprawie, to jest właśnie przykład przywiązywania nadmiernej wagi do słowa, nazwy, dźwięku. To jest problem podobny do tego czy dana butelka jest w połowie pełna, czy w połowie pusta, albo czy zarodek ludzki to już człowiek, czy może jeszcze prawie człowiek. W każdej z tych spraw stan faktyczny jest łatwy do ustalenia i nie budzi żadnych wątpliwości (wirus jest bez porównania prostszy od najprostszej komórki, jest raczej maszyną molekularną, ale silnie powiązaną z komórkami, zależną od nich, zawierającą typowe dla nich składniki - głównie białka i kwas nukleinowy; zarodek ludzki jest tworem, który w przypadku prawidłowego rozwoju przekształca się stopniowo w organizm, który odpowiada wszelkim wyobrażeniom o istocie ludzkiej. Sprzeczanie się czy butelka jest w 50% pusta czy pełna, czy zarodek to człowiek (przy wielu oczywistych różnicach w porównaniu z istotą, którą normalnie opisujemy tą nazwą), czy też staje się nim dopiero od jakiegoś momentu (np. od chwili gdy można go ochrzcić), jest jałową rozrywką, nie mogącą doprowadzić do żadnego przekonującego roztrzygnięcia, uprawianą niestety pospolicie w kręgach osób religijnych.
  • fmo.blog.onet.pl
    05.02.2016 03:55
    Porada za poradę? :) Ja skorzystałem, a Pani? Prawdą jest, że nie potrafimy wymienić zadanego genu w 100% komórek organizmu człowieka. To jednak tylko półprawda. Prawdą jest też, że choć wszystkie (praktycznie) komórki mają ten sam zestaw genów, to tylko w niewielu z nich dany gen musi działać (regułą jest mniej lub bardziej zlokalizowana ekspresja). Ton Pani wypowiedzi mógł zasugerować, że terapia genowa nie istnieje i nie ma na nią widoków, możliwa jest jedynie diagnostyka prenatalna. Oczywiście tak źle nie jest. Obecnie przeprowadzono już tysiące zatwierdzonych prób klinicznych terapii genowej, czasem kompletnie nieudanych jak w przypadku Jessego Gelsingera, ale czasem bardzo udanych, jak w przypadku pani Ashanti de Silva. U obu tych pacjentów co prawda nie chodziło o dystrofię Duchenne'a, ale problem dostarczenia terapeutycznego genu do dostatecznej liczby komórek występował i został rozwiązany (przynajmniej w przypadku niektórych pacjentów). Rozważa się też obecnie różne możliwości terapii genowej dla osób dotkniętych dystrofią Duchenne'a, choć to przecież nie jedyna choroba uwarunkowana genetycznie. Terapia genowa nie jest więc czymś tak abstrakcyjnym i niewykonalnym, jak mogło to wynikać z Pani wypowiedzi, jakkolwiek zgoda, że nie jest też jeszcze podejściem rutynowym. To, że projekt, który Pani krytykuje ma charakter "czysto poznawczy", nie oznacza, że jest on bez znaczenia dla rozwoju praktycznej medycyny. W naukach medycznych wiedza prędzej lub później znajduje całkiem konkretne zastosowania. Mówiąc o "zabawach" sugerowała Pani wyjątkową płyciznę myślenia u krytykowanych naukowców, albo wręcz zupełną bezmyślność. Pani czytelnik mógłby odnieść wrażenie, że Pani, albo on sam (czy też ona sama bo i czytelniczek to dotyczy) ma bez porównania więcej rozsądku, wyobrażni i poczucia odpowiedzialności niż naukowcy, którzy z problemami medycznymi zmagają się codziennie. Byłoby to oczywiście założenie krzywdzące dla jakichkolwiek rozsądnych specjalistów. Z krótkiej notatki prasowej wynika, że nie chodzi o żadną zabawę, tylko o to, że "wiedza, którą uzyskamy będzie bardzo ważna dla zrozumienia w jaki sposób rozwija się zdrowy ludzki zarodek, pogłębi nasze zrozumienie przyczyn poronień. Nie jest to krótka droga do dzieci projektowanych na życzenie...". Przy okazji, proszę zwrócić uwagę, że pewne napięcia emocjonalne i etyczne są wbudowane w konstrukcję tego świata. Osoby, które wierzą w Boga, muszą uznać, że to On właśnie stworzył projekt/dzieło, w którym zjawiskiem równie pospolitym jak narodziny jest niestety ból, rozpacz i śmierć, zjawiskiem nierzadkim są zaburzenia rozwojowe u ludzi i zwierząt, a także poronienia, którymi u człowieka jak się ocenia kończy się ok. 10% ciąż. Jedną z podstawowych przyczyn poronień są błędy genetyczne w tworzącym się zarodku. Inaczej mówiąc, Pan Bóg, czy Pani Przyroda, czynią dość pospolicie to, co wiele osób religijnych uważa za etycznie niedopuszczalne - eliminowanie niektórych zarodków, jeśli ich rozwój wyraźnie odbiega od normy. Podkreślam, rozumiem Państwa niepokoje i w niektórych przypadkach może poczucie niesmaku, związane z badaniami medycznymi. Wydaje mi się jednak, że tego typu odczucia nie mogą być istotną pobudką do krępowania praktyk medycznych, jeśli mogą one znacznie poprawić jakość życia osób zdolnych do oceny tej jakości, albo przeciwnie do przeżywania swoich tragedii, nie mających zresztą żadnego etycznego uzasadnienia.
  • jo_tka
    05.02.2016 08:14
    jo_tka
    Do pewnego stopnia przyznaję Panu rację - ktoś może to uznać za dyskredytowanie terapii genowej. Niemniej nie tego dotyczył komentarz, prawda?

    Ten skuteczny przypadek dotyczy zmian w limfocytach. Komórkach, które łatwo wyizolować (także w formach wczesnych) i wszczepić ponownie, już w wersji zmodyfikowanej. Robi się to rutynowo (jeśli pominąć modyfikację) przy przeszczepach szpiku. Jeśli schodzimy na poziom mioblastów (i ewentualnie wcześniejszych stadiów rozwojowych) to okazuje się, że mioblasty po pierwsze nie przeżywają wstrzyknięte do mięśnia, po drugie nie sposób ich podać do wszystkich mięśni ciała. Istnieje pomysł użycia mezangioblastów od zdrowego dawcy, ale to nie terapia genowa tylko rodzaj przeszczepu. Mezangioblastów (własnych) pacjenci mają niewiele, trudno je pobrać i wyhodować laboratoryjnie, nie mówiąc już o modyfikacjach. Proszę zauważyć, problem ma wiele poziomów: trzeba pobrać komórkę, namnożyć ją, zmodyfikować, skutecznie podać do całego ciała i jeszcze na koniec musi to przynieść efekt. Tam gdzie nie mówimy o krwi czy szpiku jesteśmy jeszcze w powijakach.

    Mówienie teraz, że te badania być może przyniosą jakiś efekt w kontekście niektórych dystrofii (nie ja to wymyśliłam) wydaje mi się ułudą. Te badania nie dotyczą zarodków z dystrofią. Być może ktoś kiedyś takie zaprojektuje, w końcu takie zarodki zapewne są w banku. Ale przecież na poziomie 7-dniowego zarodka nie mówimy o dystrofii, mam wątpliwości czy w ogóle można na tym etapie mówić o komórkach mięśniowych. Nawet jeśli uda im się naprawić wadliwy odcinek, to musieliby się zarodkowi pozwolić rozwijać dalej, czyli ktoś musiałby zaryzykować urodzenie zmodyfikowanego genetycznie dziecka. I poczekać kilka lat... Proponowałabym najpierw znaleźć model zwierzęcy i sprawdzić czy "to w ogóle działa"...

    Terapia genowa niesie pewne też ryzyko - zdarzyło się, że retrowirus użyty jako wektor uaktywniał onkogeny, czyli pojawiały się nowotwory. Niektóre badania przerwano . Leczenie nie może być gorsze od choroby, a nasza cywilizacja zasadniczo przyjęła, że eksperymenty na ludziach muszą mieć konkretny cel i przesłanki, że to może się w ogóle udać. Nie można od ludzi "zaczynać".

    Tak czy inaczej w kontekście dzieci już urodzonych problem pozostanie ten sam: jak dostarczyć WSZĘDZIE zdrowe i najlepiej własne, komórki, bo tylko takich nie dotyczy problem odrzucenia przeszczepu. A to zupełnie nie jest poziom zarodka.
  • fmo.blog.onet.pl
    05.02.2016 11:11
    Szanowna Pani, jeśli Pani komentarz mógł dyskredytować terapię genową, a zgadza się Pani jednak, że nie ma do tego uzasadnienia, to komentarz był jakoś wadliwy i warto by go poprawić, prawda? Przykład dystrofii pewnie faktycznie nie najlepiej nadają się do badania przy pomocy najwcześniejszych form zarodków, ale przecież to Pani wymyśliła ten przykład, nie ja. Autorzy krytykowanego projektu piszą, że chcą poznać szczegóły rozwoju zdrowych zarodków i przyczyny wczesnych poronień. "Mówienie teraz, że te badania być może przyniosą jakiś efekt w kontekście niektórych dystrofii (nie ja to wymyśliłam) wydaje mi się ułudą. " No to nie wiem skąd się ten przykład tu wziął. Ja znalazłem informację, że nawet w tym przypadku można wiązać pewne nadzieje z terapią genową, co nie znaczy, że jest to główny obszar jej zastosowań, ani że jest to zasadniczy cel krytykowanego przez Panią projektu. W każdym razie, dziś możliwe jest sporo z tego co czterdzieści lat temu wydawało się ułudą. Ale faktycznie jeśli zakryjemy oczy i powiemy coś w rodzaju: stop! nie wolno w naukach medycznych przeprowadzać żadnych doświadczeń, bo nie wiadomo czym one się skończą", to uda nam się może postęp zahamować. Niewątpliwie, konieczne jest szukanie jakiejś rozsądnej równowagi pomiędzy odwagą w eksperymetowaniu, a rozważnym powstrzymywaniem się przed działaniami o wątpliwej użyteczności i zasadności. "Proponowałabym najpierw znaleźć model zwierzęcy i sprawdzić czy "to w ogóle działa"... ". Niemożliwe żeby, mając dość szczegółową wiedzę z tych okolic, nie wiedziała Pani, że takie doświadczenia są prowadzone na zwierzętach, zarówno w zakresie terapii genowej, jak i inżynierii embrionalnej. Nikt nie mówi o "zaczynaniu na ludziach". Mówi się chyba raczej o tym, że kiedyś trzeba uczynić krok od wiedzy opartej na analogiach pomiędzy człowiekiem, a zwieyrzęcymi "modelami" zjawisk fizjologicznych, do wiedzy uwzględniającej specyfikę gatunku ludzkiego. I to właśnie dlatego, żeby wiedza ta mogła znaleźć praktyczne zastosowania tam, gdzie miałoby to największe znaczenie. "Tak czy inaczej w kontekście dzieci już urodzonych problem pozostanie ten sam: jak dostarczyć WSZĘDZIE zdrowe i najlepiej własne, komórki, bo tylko takich nie dotyczy problem odrzucenia przeszczepu. " Znowu twierdzi Pani coś, co jest sprzeczne z tym, co parę linijek wyżej sama Pani napisała: "Istnieje pomysł użycia mezangioblastów od zdrowego dawcy, ale to nie terapia genowa tylko rodzaj przeszczepu". Według na przykład "Genetyki medycznej" Drewy i in., pobranie komórek z organizmu pacjenta, ich modyfikacja genetyczna w warunkach in vitro i ponowne ich wszczepienie do organizmu pacjenta jest jedną z form terapii genowej, w dodatku jedną z bardziej obiecujących. Podobnie przedstawia to interesujący artykuł na forum Biotechnolog.pl (http://www.e-biotechnologia.pl/Artykuly/Terapia-genowa/ ) i myślę, że wiele innych źródeł. Nie wiem czy Pani zauważyła, że przechodząc do bardziej szczegółowych rozważań, przestaliśmy już zupełnie mówić o "zabawianiu się" naukowców, co mnie cieszy, bo dla mnie było to - obok dyskredytowania terapii genowej - najbardziej rażącym i budzącym sprzeciw elementem Pani wypowiedzi.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
8°C Czwartek
wieczór
6°C Piątek
noc
3°C Piątek
rano
9°C Piątek
dzień
wiecej »