Odbiło wam? Myślicie, że taki językiem ich przyciągniecie do Kościoła? Nawet jeśli w mowie potocznej to ujdzie to w takich sprawach tylko stygmatyzuje.
Pracuje w korporacji od 10 lat i często sami o sobie tak mówimy..., określenie wiąże sie z dystansem jaki często sami mamy do organizacji czyli korporacji.
to się nazywa autostygmatyzacja. Afroamerykanie mówią do siebie "czarnuchu" w niektórych negatywnie zabarwionych sytuacjach. i nie ma w tym niczego z dystansu do siebie....moi znajomi nienawidzą nazwy "korpoludek" a pracują w "Mordorze"...W takich akcjach związanych z wiarą itp. gdzie celem jest wybicie tych ludzi z rytmu "korpoludka" raczej nie uważam żeby posługiwanie się tym słowem stanowiło dobrą....reklamę przedsiewzięciu.
Mi słowo "korpoludek" najpierw skojarzyło się ze słowem "koproludek" (od słowa "koprolit"). I niekoniecznie jest tak, że po osiągnięciu stabilizacji szukają czegoś innego. Zwykle jest tak, że im ktoś więcej ma, tym więcej chce. Ciągle inwestuje, rozwija firmę i nie zawsze na tym dobrze wychodzi. Bywa i tak, że z braku czasu się "nie wyrabia" i coraz częściej podejmuje pracę w niedziele (nawet bez Mszy św.) kosztem rodziny i odpoczynku.
A po mszy i sympozjum na biblijnej kanwie uduchowieni wartościami ewangelicznymi wracają na miesiąc do swoich korporacji by wcielać wartości korporacyjne, jak to członkom w jednym ciele wypada. Bo choć duch chce ku niebu wzlecieć, to ciało jednak ku ziemii ciąży - cóż, grawitacja, Newton, prawo powszechnego ciążenia.