Tak funkcjonuje świat wykluczający Boga. Centrum i szczytem tego, do czego można dążyć w etycznym postępowaniu, staje się człowiek i jego sposób rozumienia wszelkich wartości... Ale nawet gdyby towarzyszyły temu najlepsze chęci - widać, że nie daje to szczęścia, a wprost przeciwnie - rodzi ból, cierpienie, tragedie... Bo wygrywa racja "silniejszego" tzn. mającego większe zasoby i możliwości wpływu... Lekarze teoretycznie zabiegają o "profesjonalną i bezbolesną śmierć" - "najlepszą" dla Charliego, wg ich rozumienia. A w praktyce wydają wyrok śmierci przez uduszenie i żądają szybkiego jego wykonania (skąd wiedzą że taka śmierć jest mniej bolesna i przerażająca dla dziecka, niż powolne gaśnięcie?) . A może zabiegają też aby respirator i inne urządzenia służące Charliemu, stały się dostępne dla dzieci, które "dobrze rokują", zamiast np. poprosić o zakup sprzętu z uzbieranych dla Charliego pieniędzy. Sąd już nawet nie dba o "listek figowy" - obnaża swoje eugeniczne nastawienie bez żadnego zażenowania, dając rodzicom absolutnie nierealny termin na znalezienie hospicjum z odpowiednią opieką paliatywną (pediatra, respirator itd.) i dogadanie się ze szpitalem w sprawie transportu dziecka. Rodzice też muszą się tłumaczyć, że "potrzebują więcej czasu na pożegnanie z dzieckiem". W świecie z Bogiem byłoby oczywiste, że życie dziecka jest świętą wartością, niezależnie od potrzeby rodziców. A sam fakt, że o życiu lub śmierci dziecka decyduje sąd - pokazuje, że ani racje medyczne, ani racje miłości rodzicielskiej, ani naprawdę żadne inne człowiecze racje, nie są ostatecznym kryterium w "czysto humanistycznym świecie"... Jest nim zdanie sędziego (sądów) inspirowane panującą cywilizacją...
W świecie biznesu dziecko jest niepotrzebnym śmieciem. A państwo zabijające własne dzieci popełnia samobójstwo. To rodzice decydują o przyszłości dziecka. Nie sądy. Eutanazja= ludobójstwo.