Polityczny establishment "zachodu", w tym USA, UE i nie tylko Polski od dawna nie reprezentuje interesów suwerena (narodu, "we, the people"), tylko interesy "elit", "rynków" i "inwestorów". Pomawianie partii jako "populistycznych" służy jedynie oczernianiu i dyskwalifikacji suwerena, który przez "elity" postrzegany i pomawiany jest jako "deplorables" (żałośni). Co ciekawe, "ruchy" wyluzowania obyczajowego, jak najbardziej wyzwolenia tzw. "orientacji" seksualnych, traktowane są jako "postępowe". Dlaczego? Bo dobrowolne niewolnictwo jest najbardziej skuteczne, ale i haniebne, a człowiek ma tylu "panów" ile żądz i przywar. Dlatego nie dostrzegamy tej manipulacji jako gwałtu, którym jest.
"Obie partie są uważane za populistyczne, obie są mocno eurosceptyczne, obie są niechętne nielegalnej imigracji i obie mają pozytywny stosunek do Rosji Putina" - nareszcie jest dostrzegalne to złowieszcze dla świata powiązanie partii eurosceptycznych i nowokonserwatywnych z putinowską wizją polityki. Mam wrażenie, że bardzo długo w prasie konserwatywnej w Polsce upajano się pojawieniem tego typu ruchów w Europie, pisano o "przebudzeniu", itp. Pamiętam, jak w "Gościu" rejestrowano wszelkie działania Putina powstrzymujące "homoseksualną propagandę". A wystarczyło otworzyć oczy i zobaczyć, jakie to "przebudzenie". Przebudzenie na rogatkach Moskwy.