To wszystko oczywiście prawda. Jestem kobietą i wielokrotnie znajdowałam pocieszenie i umocnienie w tych przykładach relacji Jezusa z kobietami. Można ich wymienić jeszcze tyle więcej (np. rozmowa przy studni z Samarytanką, czy przyjaźń Jezusa z Martą). Myślę, że problem współczesnych kobiet polega nie na tym, że "ulegają iluzji władzy i siły", tylko że bardzo realnie widzą czyny, słowa i postawy ludzi Kościoła, które mają mało wspólnego z duchem tamtych Jezusowych spotkań, rozmów i relacji z kobietami. To nie kobietom należy przypominać o ich godności i wartości, ale mężczyznom - zarówno tym w koloratkach jak i w krawatach.
Sama jestem feministką i często dziwię się, że feminizm przeciwstawiany jest chrześcijaństwu. Być może pewnym środowiskom zależy na tym, by tak to przedstawiać. Jednakże każdy ma swój własny rozum, z którego użycia będzie rozliczony. Zachęcam wszystkie kobiety - feministki, nie-feministki, chrześcijanki i nie-chrześcijanki by na własną rękę zapoznały się z zasadami feminizmu i chrześcijaństwa i same zdecydowały ile jest w nich różnic, a ile podobieństw. Pozdrawiam, wesołego Alleluja!