Jak nie kijem, to pałką. UE widzi, że ma marne szanse na uruchomienie art. 7. więc wprowadza jego zapisy w inny sposób, nie wymagający już jednomyślności. Decyzje będą należały do wąskiego grona "wysokich urzędników Unijnych", którzy arbitralnie będą stwierdzali wg swojego widzimisię , co jest praworządnością, a co nie jest. I podejrzewam, że tak naprawdę nie chodzi o sądy, ale o delegalizację aborcji w Polsce oraz szerokie uprawnienia dla LGBT(QI itd.). Nie chcę należeć do takiej Unii.