Pożar wybuchł w niedzielę pod gruzami fabryki odzieży w pobliżu stolicy Bangladeszu, w której - gdy zawaliła się - zginęło co najmniej 379 osób.
Przedstawiciele banglijskiej straży pożarnej podali, że przyczyną pojawienia się ognia były iskry, pochodzące ze sprzętu do cięcia metalu wykorzystywanego przez ratowników przeszukujących rumowisko w celu odnalezienia ocalonych.
Czterech strażaków odniosło obrażenia i trafiło do szpitala. Jednak nie udało się uratować kobiety, którą wydostali spod gruzów.
W niedzielę, po blisko 100 godzinach od wypadku, spod gruzów wyciągnięto kolejnych czterech żywych.
"Szanse na odnalezienie ocalonych spadają, więc przyspieszyliśmy akcję ratowniczą, by uratować jak najwięcej" ludzi - powiedział koordynator operacji przy zawalonej fabryce, generał Chowdhury Hassan Sohrawardi.
Nie jest jasne, ile osób znajdowało się w ośmiopiętrowym budynku w środę w chwili katastrofy. Zakłady zatrudniały przynajmniej 3100 osób, uratowano około 2400. Blisko 1000 z nich odniosło ciężkie obrażenia.
Władze wyrażają obawy, że bilans ofiar jeszcze znacznie wzrośnie, gdyż poszukuje się kilkuset osób.
Chodzi o wypowiedź Franciszka ze spotkania z włoskimi biskupami.
"Całe państwo polskie działało wspólnie na rzecz pana uwolnienia"
Ponad trzy tygodnie temu wojsko Izraela rozpoczęło ofensywę na to miasto.
TOPR ewakuowało 15 turystów nieprzygotowanych na warunki na szlaku.