"Pisałbym dużo - ale i czasu nie ma - zresztą o troskach mych pisać co Ci pomoże? - a wesołego nic nie przeżywam! - ot tyle - że piekielnie słońce pali - południe, a ja ruszyć muszę, aby obiad zjeść syty i tani, tam na stepie". (Kazimierz Nowak w liście do żony, Marsa Matruk, 25 czerwca 1932 roku)
Oto, jak aktualnie wygląda rzeczywistość: jest mniej więcej godzinę przed południem, siedzę sobie na jednym z trzech balkonów kairskiego mieszkania Teofila, które od nieco ponad doby jest naszą bazą, świeci słońce, słychać odgłosy ulicy i pracy (młotek, energicznie, choć nie miarowo), przede wszystkim zaś mam widok a ogromną palmę. No i jest ciepło, choć nie gorąco. To może tyle tytułem wprowadzenia.
Ostatnie kilometry II etapu sztafety "Afryka Nowaka 2009 - 2011"
Zgodnie z planem poświęcamy większość dnia na zwiedzanie perły antycznej Cyrenajki – ruin starożytnego miasta Cyrene. Założone już w VII w. p.n.e. przez Greków, miasto to szybko rozkwitło i stanowiło najsilniejszy ośrodek w regionie Cyrenajki. Patrząc na okolicę, na dzisiejszą rzeczywistość, biorąc pod uwagę kolejne dokonania człowieka na tym terenie, trudno oprzeć się wrażeniu, że wraz z końcem ery starożytnej skończył się tu okres tzw. kultury wysokiej
Wczorajszy wieczór był wspaniałą okazją do zacieśnienia relacji polsko-afrykańskich. Czterdzieści metrów od wzburzonego morza, pośród ścian działowych opustoszałego domu, dziewięciu „sztafetowników” założyło camp. Wspólna kolacja, obfitującą w makaron, soczyście grilowaną rybę oraz miks kolorowych, duszonych warzyw, na którą zaprosił nas mistrz patelni i ciętej riposty Fadel Dali, smakowała nam niezwykle.
- Przybieżeli do Betlejem pasterze! - śpiewamy ile sil w płucach pod domem Sióstr Sercanek na terenie szpitala dziecięcego w Bengasi. Widzę, że firanka się porusza i po chwili wpadamy w objęcia niezwykle serdecznych rodaczek. Ale radość, buzie śmieją się wszystkim, Kasper uruchamia kamerę by uwiecznić wzruszająca chwile.
(...) Stało się coś strasznego! - Ania, where is Kazio?? - głośno niepokoi się Hamid brakiem Kazia na mojej kierownicy - Hamid, nie wiem, szukam go, nigdzie nie ma... Może zwiała go nocna piaskowa burza?? (...) Smutno. Nie ma Kazia. Oj smutno jakoś.
Salah Ali Badran ma 84 lata i jest wujkiem Hameda. Choć zgarbiony i podpierający się laską, jednak ma dziarskim usposobienie. Z uśmiechem ściska nam ręce. Pokazuję mu egzemplarz książki. Chwyta ją obiema dłońmi, spogląda na okładkę z widniejącym wizerunkiem Kazika pchającego rower i wnet na twarzy staruszka maluje się obraz zdumienia i radości. Tak! To on! Pamiętam tego człowieka!
Otoczenie, w jakim się znaleźliśmy, nasuwa nieodparte wrażenie przebywania na jakiejś obcej, pozbawionej życia odległej planecie.
Z żółtego piachu nagle wyrasta coś czarnego. Wygląda to tak, jak byśmy, jadąc polną drogą, nagle dojechali do wielkiej asfaltowej drogi, ale takiej dla olbrzymów. Oto docieramy do czegoś, co kiedyś wrzało, syczało, bulgotało i wypalało wszystko, co żyło i co żyć jeszcze nie zdążyło. Lawa! Czarna, przenajczarniejsza.