Ksiądz Czajkowski zaprzecza i przeprasza

Życie Warszawy/a.

publikacja 17.05.2006 06:23

W IPN znajdują się szokujące dokumenty. Wynika z nich, że ks. prof. Michał Czajkowski przez ponad 20 lat był agentem bezpieki. Ksiądz zaprzecza i przeprasza - pisze na pierwszej stronie Życie Warszawy opatrując tekst wielkim zdjęciem duchownego.

- A co z odnalezionymi w IPN raportami dotyczącymi mieszkania bp Kominka? - Nie mogą być prawdziwe, bo nigdy nie byłem w jego sypialni! Nie wiem też, po co miałbym się włamywać do jego skrytki czy szkicować plany mieszkania?! - A donosy na Kluby Inteligencji Katolickiej i Oazy? - Te zarzuty są dla mnie tym bardziej krzywdzące, że do dziś jestem członkiem dwóch KIK-ów. Jeszcze bliższe były mi Oazy, zwłaszcza postać ich założyciela, ks. Franciszka Blachnickiego. - W papierach pojawiają się też informacje o KOR... - To nawet teoretycznie byłoby trudne, bo o KOR-ze mało wiedziałem. - Podobno miał Ksiądz infiltrować to środowisko przez Lidię Wosiek. - Pani Wosiek parokrotnie przekazałem prywatne pieniądze na KOR. Dzieliłem się też paczkami, które przychodziły na mój adres. To wszystko. O żadnych planach KOR nie byłem informowany. A nawet gdybym był, i tak bym tego nikomu nie zdradził. - Ksiądz w ogóle zaprzecza, że miał kontakty z SB? - Świadomych nie miałem. Przychodzili do mnie jednak różni ludzie. Może byłem zbyt ufny i naiwny? Może nieraz nieświadomie przekazałem komuś jakieś wiadomości, ale na pewno nie takie, które szkodziły innym. Tym bardziej że żadnej tajnej wiedzy nie miałem. Byłem człowiekiem bardzo zajętym. Nigdzie nie węszyłem i nikogo nie śledziłem. Zresztą nigdy bym nie śmiał! Zawsze zależało mi na dobru Kościoła. - Skąd w takim razie tak bogata dokumentacja Księdza współpracy? - Kompletnie nie wiem, o co chodzi! Moim zdaniem, to jakaś kompilacja informacji z podsłuchów, plotek i danych od innych osób. Pod koniec lat 80. znalazłem przecież w swoim mieszkaniu pluskwę. Wiem też z całą pewnością, że przechwytywano też moją prywatną korespondencję. - A kontakty za granicą? - Kiedy byłem w Wiedniu u sióstr boromeuszek, zgłosił się do mnie mężczyzna podający się za byłego żołnierza Wehrmachtu. Po akcencie poznałem, że musi być Polakiem, a w każdym razie Słowianinem. Zostawił mi jakąś teczkę i powiedział, że poczeka na zewnątrz. - Co to było?