Jak sytuacja chrześcijan w świecie zmieniła się w ciągu mijającego roku? Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Nawet gdyby zawęzić próby odpowiedzi do kręgu kultury europejskiej.
Z jednej strony mieliśmy do czynienia ze spektakularnymi próbami zepchnięcia wierzących to katakumb. Tak jak w przypadku wyroku Trybunału ze Strasburga w sprawie krzyża w szkole czy zmian w prawie na Wyspach Brytyjskich. Z drugiej strony można odnieść wrażenie, że chrześcijanie powoli budzą się z letargu. Świadczą o tym ich reakcje na wspomniany wyrok. To już nie jest fatalistyczne przekonanie, że trendów w światowym prawodawstwie nie da się zatrzymać, że mityczni „oni” i tak zrobią, co chcą. Chyba coraz bardziej uświadamiamy sobie, że w państwach demokratycznych wszystko zależy od samych obywateli. A głos wierzących w Chrystusa będzie słyszany o tyle, o ile będą się potrafili zorganizować.
Budzeniu się świadomości chrześcijan ciągle towarzyszą też odejścia od wiary. Coraz większe znaczenie w krajach tradycyjnie chrześcijańskich będzie też miał islam. Jeśli chrześcijanie z tego zderzenia kultur chcą wyjść jako zwycięzcy, nie wystarczy chronienie wiary rozwiązaniami administracyjnymi. Trzeba odbudować – współdziałając z Bożą łaską – wiarę autentyczną, mocną, wypływającą z wewnętrznego przekonania, a nie zadowalać się wynikającymi jedynie z przywiązania do tradycji fasadami. Trzeba otwartej na człowieka ewangelizacji, nie grożenia palcem. Trzeba – o czym często się dziś zapomina – rzetelnej katechezy. Nie tylko dzieci i młodzieży, ale także dorosłych. Bez rzetelnej religijnej wiedzy człowiek daje posłuch byle pseudopsychologicznej czy pseudoreliginej nowince. Trzeba też ciągle na nowo troszczyć się, by Kościół był miejscem autentycznego spotkania między ludźmi, a nie firmą świadczącą religijne usługi. Jeśli te postulaty spełnimy, administracyjnymi ograniczeniami obecności Kościoła w przestrzeni publicznej czy funkcjonowaniu katolickich instytucji nie będziemy się musieli specjalnie martwić.
W wigilię Bożego Narodzenia warto zwrócić uwagę, że Ten, w którego wierzymy, nie pokładał nadziei w administracji czy sile środków materialnych. Wręcz przeciwnie, narodził się w ubóstwie i od samego początku spotkał się z wrogością „czynników oficjalnych” - w postaci Heroda. Wszystkim naszym wierzącym Czytelnikom życzę więc, by na swoją wiarę umieli spojrzeć z perspektywy betlejemskiego żłóbka; by nie była jedynie silną tradycją, by nie była tylko światopoglądem, ale przede wszystkim spotkaniem z Jezusem. Spotkaniem, z którego wypływają promieniujące na całe życie radość i pokój. A niewierzącym życzę, by to dziwne wydarzenie, które dla chrześcijan jest tak ważne, dla nich było źródłem uśmiechu i pogody ducha. Wszak Ten, do którego przekonują ich chrześcijanie, skoro zjawił się na świecie w takich okolicznościach, nie jest tyranem i despotą.
Pierwsza strona
Poprzednia strona
Następna strona
Ostatnia strona