Rozrzucone ziarna

Szymon Babuchowski

publikacja 07.05.2008 15:41

Ten mały kraj ciąży ku Zachodowi najsilniej ze wszystkich państw byłej Jugosławii. Czy to dlatego Słoweńcy tak często mówią o sobie, że „nie są zbyt religijni”?

Jestem świętym Piotrem

Średniowieczny kościół św. Lenarta otwiera nam miła starsza pani. Nazywa się Kristina Pekošak. Jej mąż był tu przez trzydzieści lat klucznikiem, teraz ona przejęła jego obowiązki. – Czuję się, jakbym była świętym Piotrem – śmieje się pani klucznik. – Gdybym była młodsza, poszłabym studiować historię – mówi, pokazując nam freski w świątyni i sąsiadującej z nią zabytkowej kaplicy.

Pani Krisitina wykonuje przy kościele wiele prac – jest zakrystianką, dzwonnikiem, a pod nieobecność proboszcza czuwa nad całą kancelarią. Robi to społecznie, co zresztą dość typowe dla Słoweńców. Także ludzie, którzy mają firmy, chętnie pomagają parafiom, i to całkiem bezinteresownie. Plac zabaw przed kościołem zbudowała grupa młodych ludzi, znajomych Karliego. Organy i freski wewnątrz świątyni zostały pięknie odnowione dzięki datkom wiernych.

W Novej Cerkvi poznajemy także Otona Samca. To pasjonat, który prowadzi gospodarstwo agroturystyczne, połączone z ekologiczną farmą i skansenem. Można tu zobaczyć największe koło tartaczne w Słowenii i zajrzeć do młyna sprzed kilku wieków, który ciągle działa! Oton, słysząc, że piszemy o religijności Słoweńców, zasypuje nas folderami i częstuje pyszną wodą z sokiem. W sam raz na upał, który coraz bardziej doskwiera.

Marija Pomagaj

Wyruszamy dalej, aby szukać ziaren wiary w laickiej Słowenii. Tak trafiamy do Brezje, malowniczo położonej miejscowości u podnóża Alp Julijskich. Co ciekawe, na niektórych mapach nie jest ona w ogóle zaznaczona, choć to najważniejsze słoweńskie sanktuarium. O wiele łatwiej znaleźć pobliski Bled. Kościół na środku jeziora, do którego płynie się gondolami, zbudowany na miejscu pogańskiej świątyni, stanowi wielką atrakcję turystyczną.

Brezje jest bardziej wyciszone, choć nie narzeka na brak pielgrzymów. Matkę Boską czci się tu pod imieniem „Marija Pomagaj”. Przed Jej wizerunkiem wreszcie zastajemy Słoweńców na kolanach. Niektórzy w tej pozycji obchodzą obraz dookoła. Wielu zostawia kartki z podziękowaniami i wota, najczęściej w postaci legitymacyjnych zdjęć.

19-letnia Anja Pelko przychodzi tu, bo wierzy, że Maryja naprawdę udziela pomocy. Dziewczyna kończy właśnie pierwszy rok studiów biologicznych. Chce prosić o pomyślne wyniki egzaminów i dobry wybór życiowej drogi. Przypominam sobie to, co mówili Melita i Bekim o słoweńskiej młodzieży, i jeszcze raz próbuję zweryfikować tę opinię. – Nie znają nikogo, kto chodzi co niedziela do kościoła? Ja chodzę – uśmiecha się Anja. – I w tygodniu czasem też…

Anja jest animatorem ruchu Oratorij, skupiającego dzieci w wieku od czterech do piętnastu lat. Pomaga też w przygotowaniach do bierzmowania. – Takie bycie blisko Kościoła nie jest może u nas bardzo popularne, ale sama znam wielu młodych ludzi, którzy wierzą podobnie jak ja. W sobotę przyjedzie tu pielgrzymka młodzieży z Lublany, będzie mnóstwo takich osób…

To trochę nas uspokaja. Bo choć Słoweńców na kolanach nie znaleźliśmy zbyt wielu, wiemy już, że ziarna słowa Bożego ciągle znajdują tu dla siebie grunt. A jeśli tak, to mogą przemieniać.
Pierwsza strona Poprzednia strona strona 3 z 3 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..

Reklama

Reklama