6 i 7 marca Sąd Najwyższy ma rozpatrywać apelację prokuratury, która chce uchylenia wyroku uniewinniającego siedmiu polskich żołnierzy od zarzutu popełnienia zbrodni wojennej. Wskutek ostrzału afgańskiej wioski Nangar Khel w 2007 r. zginęło osiem osób.
Jak dowiedziała się PAP w SN, wyznaczenie dwudniowego posiedzenia Izby Wojskowej SN wynika ze skomplikowania sprawy oraz liczby oskarżonych i ich obrońców. Wszyscy oni mają prawo zabrać głos podczas rozprawy apelacyjnej. Izba Wojskowa SN jest sądem II instancji od wyroków wojskowych sądów okręgowych. Ewentualną kasację w tej sprawie badałby szerszy skład SN.
To precedensowa sprawa w historii polskiej armii i polskiego wymiaru sprawiedliwości. 16 sierpnia 2007 r. w wyniku ostrzału z broni maszynowej i moździerza wioski Nangar Khel na miejscu zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna (pan młody przygotowujący się do uroczystości weselnej) oraz troje dzieci (w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat); dwie kolejne osoby zmarły w szpitalu.
Wojsko poinformowało o "tragicznym zdarzeniu" dopiero po tygodniu. We wrześniu 2007 r. dowództwo zawarło porozumienie ze starszyzną wioski. Poszkodowanej rodzinie wypłacono odszkodowania, a ranne kobiety trafiły na leczenie do Polski.
W listopadzie 2007 r. prokuratura wojskowa wystąpiła o areszt wobec siedmiu podejrzanych, co sąd uwzględnił. W maju 2008 r. areszt opuścili szeregowi, miesiąc później na wolności byli także podoficerowie i oficerowie. W procesie, który zaczął się w lutym 2009 r., podsądni odpowiadali z wolnej stopy.
Konwencja haska stwierdza, iż ludność cywilna na terenach objętych działaniami wojennymi jest chroniona jej przepisami "w takim zakresie, w jakim nie uczestniczy w walkach". Złamanie konwencji jest zbrodnią wojenną, ściganą zarówno przez prawo międzynarodowe, jak i polskie.
Prokuratura wojskowa z Poznania oskarżyła o taką zbrodnię siedmiu żołnierzy: dowódcę grupy kpt. Olgierda C. (nie zgadza się na podawanie danych), ppor. Łukasza Bywalca, chor. Andrzeja Osieckiego, plut. Tomasza Borysiewicza, starszych szeregowych Jacka Janika i Roberta Boksę oraz st. szer. rezerwy Damiana Ligockiego (jako jedyny nie miał on zarzutu zabójstwa cywili, lecz ostrzelania niebronionego obiektu). Groziło im do dożywocia, a Ligockiemu - do 15 lat więzienia.
Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie zebrał się w tej sprawie 54 razy. Na koniec prokuratura zażądała dla podsądnych kar od dwunastu do pięciu lat więzienia. Obrona i sami oskarżeni wnosili o uniewinnienie. Ich zdaniem, państwo powinno brać odpowiedzialność za żołnierzy, których wysyła na wojnę i udzielać im pomocy prawnej w razie popełnionego błędu.
Nie udało się uzupełnić akt sprawy m.in. o nasłuchy radiowe amerykańskiego wywiadu z dnia tragedii, protokoły pierwszych przesłuchań po niej, dokumentację medyczną pomocy udzielonej ofiarom, opinie biegłych kartografów co do dokładnego usytuowania moździerza, z którego pociski spadły na wioskę. Nie było też wizji lokalnej na miejscu.
Z braku dowodów 1 czerwca 2011 r. sąd uniewinnił wszystkich oskarżonych. Sąd podkreślił, że materiał dowodowy nie był pełny i miał liczne braki, na tyle istotne, że nie pozwoliły one na przypisanie winy podsądnym. Zarazem sąd przyznał, że prokurator miał prawo wszcząć śledztwo, a sąd aresztować żołnierzy w 2007 r. - bo istniało prawdopodobieństwo, że dopuścili się zarzucanych im czynów. To jednak za mało, żeby ich skazać - stwierdził sąd. "Fakt, że wydarzenia rozegrały się w czasie działań wojennych nie oznacza, że można obniżać standard poziomu materiału dowodowego" - podkreślił sędzia płk Mirosław Jaroszewski.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.