Jeśli skazany na półtora roku za kradzież tajnych dokumentów papieski majordomus Paolo Gabriele będzie odbywał karę, to w więzieniu w Watykanie, a nie we Włoszech - ogłosił we wtorek nieoczekiwanie rzecznik Stolicy Apostolskiej ksiądz Federico Lombardi.
Wcześniej informowano, że z powodu braku odpowiedniej takiej struktury za Spiżową Bramą, na mocy odpowiednich porozumień, kamerdyner Benedykta XVI przebywający teraz w areszcie domowym w swym watykańskim mieszkaniu, odbywałby karę w więzieniu we Włoszech.
Nie zwrócono się w tej sprawie do strony włoskiej - wyjaśnił ks. Lombardi. Ponadto powiedział, że w dalszym ciągu trwa oczekiwanie na decyzję watykańskiego prokuratora w sprawie ewentualnego odwołania od wyroku skazującego dla Gabriele, który zapadł 6 października. Jeśli apelacja ta nie zostanie złożona, wyrok uprawomocni się.
Niejasna pozostaje sprawa ewentualnego ułaskawienia kamerdynera przez papieża, o czym mówiono zaraz po wyroku. Wówczas ks. Lombardi nazwał taką hipotezę "wysoce prawdopodobną".
W ostatnich dniach możliwość aktu papieskiej łaski zaczęła się oddalać bądź opóźniać, co potwierdzają także wtorkowe słowa watykańskiego rzecznika. Oznajmił on, że akt ten jest "możliwy i prawdopodobny".
"Ale nie można przewidzieć ani terminu, ani sposobu ogłoszenia tego aktu" - zastrzegł rzecznik, podkreślając, że wszystko zależy wyłącznie od papieża.
Wcześniej nieoficjalnie informowano, że Benedykt XVI mógłby ułaskawić swego niewiernego pomocnika przed Bożym Narodzeniem.
We wtorek ogłoszono treść 14-stronicowego uzasadnienia wyroku, wydanego przez trybunał Stolicy Apostolskiej. Sędziowie napisali w nim, że Paolo Gabriele kradnąc tajne dokumenty i listy z apartamentu Benedykta XVI mógł wierzyć w to, że "działa na korzyść, a nie na szkodę Kościoła" i że "pomaga papieżowi".
Ponadto watykański sąd stwierdził, że kamerdyner ponosi pełną odpowiedzialność za czyn, który określił jako "prawdziwą kradzież".
W uzasadnieniu ujawniono fragmenty zeznań Gabriele, który opowiedział, że w październiku lub listopadzie 2011 roku po raz pierwszy spotkał się z włoskim dziennikarzem Gianluigim Nuzzim. To jemu przekazał potem dziesiątki dokumentów i listów do papieża, opublikowanych następnie w książce przez dziennikarza.
W sądowym dokumencie przytoczono słowa kamerdynera, który opowiadał o krokach, jakie podjął, aby nie został rozpoznany przez osoby trzecie ani podczas spotkań z dziennikarzem, ani w wywiadzie telewizyjnym, którego udzielił anonimowo Nuzziemu na początku tego roku.
"Wiedziałem, że narażam się na ryzyko, że istnieje niebezpieczeństwo, że zostanę rozpoznany" - mówił Gabriele w zeznaniach po aresztowaniu go w maju.
W innym fragmencie uzasadnienia wyroku sędziowie zwrócili uwagę na to, że Gabriele nie miał wspólników, a jego kontaktów z innymi osobami z papieskiego otoczenia i z Watykanu, wynikających z pełnionej przez niego funkcji, nie można uznać za "współpracę" z nimi.
Uznano, że jego czyny przyniosły szkodę "papieżowi, Stolicy Apostolskiej, całemu Kościołowi katolickiemu i Państwu Watykańskiemu", a także "prawom i interesom osób fizycznych i instytucji".
Podczas spotkania z dziennikarzami ks. Lombardi oświadczył, że obecnie do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia pensji, jaką Gabriele pobiera od 5 miesięcy mimo aresztowania i wyroku skazującego. "Należy wziąć pod uwagę sytuację jego rodziny" - dodał.
Nie wiadomo, czy w razie aktu papieskiej łaski Gabriele będzie dalej pracował w Watykanie, o czym nieoficjalnie wcześniej informowały włoskie media.
"Jeśli nie będzie dalej pracował w Watykanie, nie będzie już też obywatelem watykańskim" - wyjaśnił rzecznik.
Watykan ogłosił również, że 5 listopada rozpocznie się przed tamtejszym sądem osobny proces również oskarżonego w tej sprawie informatyka Claudio Sciarpellettiego, który był zatrudniony w Sekretariacie Stanu Stolicy Apostolskiej. Zarzuca mu się pomocnictwo Paolo Gabrielemu.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"