Kościół w Szumsku był ostatnią świątynią katolicką na Ukrainie, zniszczoną na rozkaz władz radzieckich. Po dwudziestu latach odbudowali go wierni.
- To było 26 kwietnia 1985 roku. Wracałem akurat z Ostroga. Drogę pod Szumskiem zablokowało wojsko. Nie wiedziałem, co się dzieje. Wyszedłem z auta, spojrzałem na górkę, gdzie wznosił się kościół i zamarłem. Jedna kopuła runęła. Druga zachwiała się jak człowiek, ale nie spadła. Okazało się, że saperzy próbowali wysadzić w powietrze kościół - wspomina Petro Radczuk. Kilkakrotnie podkładali ładunki wybuchowe pod fundamenty kościoła pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Po kawałku niszczyli mury. Wcześniej milicja ewakuowała mieszkańców najbliżej położonych domów. - Wybuchy były tak silne, że z okien wypadały szyby, a z najbliżej położonych domów powiew eksplozji zrywał dachy - opowiada Ludmiła Kondratiuk. Wcześniej próbowała powstrzymać miejscowe władze przed dewastacją kościoła. - Zasiadałam w obwodowej radzie ochrony pomników kultury. Przekonywałam, że to prawdziwa perła architektury. Oficjele się dziwili: "Perła? Przecież to magazyn". Najbardziej nie może przeboleć, że w świątyni hodowano świnie. - To hańba. Szłam do pracy koło kościoła, chciałam się przeżegnać, a stamtąd wybiegało stado świń - opowiada. Kościół w Szumsku zburzyła brygada saperów z lwowskiej jednostki wojskowej. Z pięknej neogotyckiej świątyni zbudowanej w XIX wieku pozostały zwały gruzu. Wywożono go ciężarówkami, zasypywano nim okoliczne rowy. Cegłę i deski brali okoliczni mieszkańcy. Po kilku tygodniach w miejscu, gdzie stał kościół, nie było nic. Aby jakoś załagodzić napięcie, władze postanowiły stworzyć tam teren rozrywki i wypoczynku. - Nasadzono drzewek, postawiono ławeczki. Ludzie jednak bali się tam chodzić. Czuli, że nie można tak po prostu beztrosko spacerować sobie w tym miejscu - mówi Petro Radczuk. Narodziny syna - Zaczęło się od narodzin mojego syna w 1991 roku. Przez dziesięć lat nie mieliśmy z żoną dzieci, wreszcie się doczekaliśmy - wspomina mieszkający w Szumsku Kazimierz Żukowski, z pochodzenia Polak. Aby ochrzcić dziecko, musiał pojechać po proboszcza parafii pod wezwaniem Świętego Stanisława Biskupa Męczennika w Krzemieńcu. - Ksiądz Czesław przyjechał i w rozmowie z nami zapytał zatroskany: Jak będziecie tu żyć bez kościoła? Trzeba zebrać katolików, stworzyć parafię. Będę przyjeżdżał i odprawiał msze.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.