Sąd skazał niewidomego chińskiego działacza społecznego, który ujawnił, że lokalne władze zmuszają kobiety do aborcji - informuje Gazeta Wyborcza.
Drakoński wyrok prawdopodobnie ma odstraszyć niezależnych prawników, którzy bronią osób pokrzywdzonych przez władze. Chen Guangcheng ma 34 lata, jest prawnikiem-samoukiem z prowincji Shandong we wschodnich Chinach. Miejscowy sąd skazał w czwartek na cztery lata i trzy miesiące za "niszczenie własności i zakłócanie ruchu ulicznego". Zarzucono mu, że kierował protestem przed siedzibą władz, w czasie którego przewrócono pojazdy policyjne. Tyle że w czasie przestępstwa Chen przebywał od kilku miesięcy w areszcie domowym, gdzie pilnowali go policjanci. "Postawiono mu zarzuty polityczne, a cały proces był prowadzony od początku do końca z pogardą dla prawa" - napisała po wyroku Catherine Barber, zastępca dyrektora Amnesty International ds. Azji. Ta organizacja obrony praw człowieka uznała Chena za więźnia sumienia. Chen, mieszkaniec małej wsi Dongshigu, stracił wzrok w dzieciństwie. Chciał studiować, ale chińskie uniwersytety nie przyjmują niewidomych. Uczył się więc sam prawa i medycyny. Mieszkańcy zwracali się do niego po radę. Lokalni urzędnicy mieli do Chena uraz. Skompromitował ich aż w samym Pekinie. Pojechał tam w 2005 r. i zawiadomił Ogólnochińską Komisję Planowania Rodziny o łamaniu prawa przez pracowników lokalnego wydziału. Ponieważ w podlegających ich wsiach rodziło się za dużo dzieci, co groziło im utratą awansów i premii, urzędnicy zarządzili kampanię szybkiej redukcji przyrostu naturalnego. Kobiety w ciąży z drugim dzieckiem miały się poddać aborcji po dobroci lub pod przymusem. Jedna z matek opowiedziała Chenowi, że gdy była w siódmym miesiącu ciąży, w izbie porodowej lekarz wbił strzykawkę z trucizną w jej macicę. Zastrzyk wywołał poród. Potem noworodka utopiono w wiadrze z zimną wodą. Tylko w jednym powiecie przypadków przymusowych sterylizacji i aborcji było 7 tys. Chen nagrywał opowiadania kobiet i przekazał je dziennikarzom i niezależnym prawnikom. Następnym krokiem miał być zbiorowy pozew ofiar. Amerykański "Time", który pojechał na miejsce i całą historię opisał, mianował Chena jedną ze stu osobistości 2005 r. Dla niektórych miejscowych urzędników skończyło się to utratą stołka. Dla śmiałka - uprowadzeniem z Pekinu przez policję jego prowincji i osadzeniem w areszcie domowym. Czwartkowa rozprawa skończyła się po dwóch godzinach. Niewidomego nikt nie bronił. Policja nie dopuściła do sądu jego obrońców, jednego z nich - Xu Zhiyonga - zatrzymała wcześniej pod zarzutem kradzieży. Na adwokatów z urzędu Chen się nie zgodził. Przyjaciołom oskarżonego nie udało się wejść do sali rozpraw. Nie było też przetrzymywanej w areszcie domowym żony. Pekin oficjalnie do sprawy się nie miesza. Jak ma to w zwyczaju, zachowuje neutralność w sporach lokalnych władz z ludnością. Jednak obrońcy praw człowieka przypuszczają, że pokazowa sprawa działacza, który stał się symbolem walki o prawa cywilne, jest częścią szerszej operacji politycznej. Chodzi o zduszenie w zarodku ruchu na rzecz praw człowieka. Niektórzy prawnicy z dużych miast oraz lokalni społecznicy, samoucy uzbrojeni w kodeksy pojawiają się tam, gdzie o swoje prawa walczą wieśniacy albo eksmitowani lokatorzy. Urzędnicy ich interwencje traktują jak zamach na siebie, bo od lat przywykli do wszechwładzy. Kilka miesięcy temu Luo Gan, członek Stałego Komitetu Biura Politycznego odpowiedzialny za sprawy bezpieczeństwa, napisał, że partia musi energicznie działać, by nie dopuścić do tego, żeby pod przykrywką "ochrony praw" ktoś wykorzystywał konflikty społeczne. - Za całą sprawą stoi zamiar uciszenia Chena i ostrzeżenia obrońców prawa, że rząd nie dopuści do tego, by mu stawiali opór - mówi Nicolas Becquelin z organizacji Human Rights Watch. Przed przyszłorocznym XVII zjazdem chińska partia komunistyczna zaostrza kontrolę, przykręca śrubę mediom, aresztuje działaczy i dziennikarzy. Wczoraj na trzy lata więzienia skazano Zhao Yana, chińskiego współpracownika "New York Timesa". Wyrok dostał za defraudację, sąd w Pekinie uwolnił go od zarzutu zdrady tajemnic państwowych - podali adwokaci dziennikarza. Zhao został zatrzymany w 2004 r., kilka dni po opublikowaniu przez nowojorski dziennik przecieku o spodziewanej rezygnacji byłego przewodniczącego ChRL Jianga Zemina z funkcji szefa Centralnej Komisji Wojskowej. Odsiedział już dwa lata w areszcie, więc będzie mógł wyjść na wolność we wrześniu przyszłego roku.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.