Amerykańscy intelektualiści katoliccy ostrzegali nuncjusza w Waszyngtonie przed nominacją arcybiskupa Wielgusa. Czy to pomogło w decyzji Benedyktowi XVI? - zastanawia się Rzeczpospolita.
Pierwsze pogłoski o współpracy Stanisława Wielgusa z SB pojawiły się latem 2006 r.. Marek Chodakiewicz, amerykański historyk zajmujący się Europą Środkową, twierdzi, że podczas wizyty w Watykanie w październiku premier Jarosław Kaczyński dawał znać współpracownikom papieża, że nominacja byłaby błędem. Gdy w ubiegłym tygodniu wyszło na jaw, iż istnieją mocne dowody współpracy abp. Wielgusa, amerykańscy konserwatywni intelektualiści postanowili interweniować. Z nuncjuszem apostolskim w Waszyngtonie biskupem Pietro Sambim spotkał się jeden z najbardziej doświadczonych dyplomatów USA Thomas Melady. Wspierali go inni czołowi konserwatywni intelektualiści, tacy jak George Weigel. Zaraz potem nuncjusz poprosił Chodakiewicza o raport o przeszłości abp. Wielgusa. Niedługo później Benedykt XVI, który twardo stał za nominacją arcybiskupa warszawskiego, zmienił zdanie. Melady jest zaufanym człowiekiem Watykanu. Za czasów George'a H. Busha był ambasadorem USA przy Stolicy Apostolskiej, jest wykładowcą jezuickiego Georgetown University. Watykan szczególnie liczy się z opinią społeczności katolickiej w Ameryce. Przede wszystkim ze względu na mocarstwową pozycję USA w świecie i fakt, że stąd pochodzi sporo datków na działalność Stolicy Apostolskiej.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.