Karla Begley, matka 13-letniego Maxa, cierpiącego na autyzm, była w szoku. Dostała anonimowy list, w którym jej dziecko zostało nazwane dzikim zwierzęciem, któremu nikt nigdy nie da pracy ani miłości i które powinno się wyprowadzić albo poddać eutanazji. Policja w kanadyjskim Durham oceniła, że autorka anonimu (podpisana jako „wkurzona matka”) nie popełniła przestępstwa nienawiści.
„Jest zawadą i zawsze będzie. Kto, do cholery, się nim zajmie????? Żaden pracodawca go nie wynajmie, żadna normalna dziewczyna nie wyjdzie za niego/nie pokocha go, a ty nie będziesz żyła wiecznie. Osobiście (sądzę), że wszelkie zdrowe części jego ciała powinno się wziąć i podarować nauce” - to fragment anonimu. Dalej jego autorka, która szeroko pisze o tym, jak uciążliwy dla otoczenia jest Max, radzi jego rodzinie wynieść się z tym „dzikim zwierzęciem” do przyczepy kampingowej gdzieś w głuszy albo poddać go eutanazji.
- Trzęsłam się, kiedy to czytałam. To obrzydliwe słowa..., straszne. Nie wiadomo, czemu ktoś miałby je napisać - wyznała lokalnym mediom babcia Maxa, Brenda Millson.
Ojciec chłopca dodał, że obawia się o bezpieczeństwo syna.
Sąsiedzi jednak wsparli ich rodzinę. Gdy miała do nich przyjechać telewizja, jedna z sąsiadek opublikowała na Facebooku apel o przyjście pod dom Maxa i wyrażenie poparcia. Przyszło 120 osób, niektórzy z daleka. Max i jego tata wyszli z domu. Chłopiec odtańczył coś w rodzaju tańca radości. Przybijał ze wszystkimi piątki, jak to zresztą ma w zwyczaju. Na jednym z transparentów znalazł się napis: „Autyzm nie jest tragedią. Ignorancja nią jest.”
Sąsiedzi oświadczyli, że znajdą autorkę listu. Z pewnością nie zrobi tego kanadyjska policja. Jej zdaniem, nie popełniła ona przestępstwa nienawiści.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.