W Lusace odbył się pogrzeb jednego z największych polskich misjonarzy XX wieku. Ksiądz kard. Adam Kozłowiecki - bo o nim mowa - zmarł 28 września br. w szpitalu w Lusace - przypomniał Nasz Dziennik.
Uroczystościom pogrzebowym przewodniczył abp Telesphore George Mpundu, metropolita Lusaki. Zmarły misjonarz został pochowany przy nowej arcykatedrze Dzieciątka Jezus w Lusace. "Urodziłem się w prima aprilis 1911 roku jako poddany cesarza Franciszka Józefa w Austro-Węgrzech. Potem byłem obywatelem II Rzeczpospolitej. Nie bardzo wiem, jaki był mój status w czasie II wojny światowej, bo do podróży z Oświęcimia do Dachau paszport nie był mi potrzebny. Po wojnie, w Północnej Rodezji, zostałem obywatelem Imperium Brytyjskiego, a od powstania Zambii mam paszport tego kraju. Czyli co najmniej cztery obywatelstwa" - tak mówił o sobie ks. kard. Adam Kozłowiecki w jednym z wywiadów. Przyszedł na świat w Hucie Komorowskiej k. Kolbuszowej. 30 lipca 1929 roku wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. Święcenia kapłańskie przyjął 24 czerwca 1937 r. w Lublinie z rąk ks. bp. Karola Niemiry, sufragana pińskiego. W 1938 roku udał się do Lwowa na tzw. trzecią probację, która stanowiła ostatni etap jego jezuickiej formacji. 10 listopada 1939 roku w Krakowie został aresztowany przez Niemców. Najpierw trafił do aresztu przy ul. Montelupich, potem do więzienia w Wiśniczu, skąd 20 czerwca 1940 r. trafił do Auschwitz, otrzymując numer obozowy 1006. W grudniu 1940 roku został przewieziony do obozu koncentracyjnego Dachau, gdzie Niemcy osadzali polskich księży. To tam poznał m.in. błogosławionego ks. bp. Michała Kozala i ks. abp. Kazimierza Majdańskiego. Choć lata spędzone w obozie koncentracyjnym były drogą przez mękę, ks. Kozłowiecki traktował ją jako kolejny etap swojej kapłańskiej formacji. Doświadczenia duchowe z tego okresu, oparte na niezwykle bolesnych przeżyciach, opisał w książce "Ucisk i strapienie. Pamiętnik więźnia 1939-1945". W obozie koncentracyjnym spędził ponad 4 lata, opuszczając go dopiero po wyzwoleniu przez wojska amerykańskie 29 kwietnia 1945 roku. Zaraz potem zatrzymał się w jezuickim kolegium w Pullach. To tutaj przyjął propozycję wikariusza generalnego Towarzystwa Jezusowego, by wyjechać na misje w Rodezji Północnej (obecnie Zambia). Była to decyzja trudna, ponieważ ks. Adam Kozłowiecki nie ukrywał swego pragnienia powrotu do ojczystego kraju. W liście do swego ojca duchowego napisał: "Nie będę mógł pracować wśród ukochanych murów zakładu chyrowskiego, nad młodzieżą, którą naprawdę gorąco kochałem. Wszystko, co mi tu na ziemi było tak drogie, jest już bezpowrotnie daleko i właściwie mi o tym nawet marzyć nie wolno. Owszem, oddaję to Bogu, ale mi wstyd, że oddaję z sercem tak ciężkim. Zresztą, niech ojciec nie myśli, że chodzę tu jakiś smutny i przygnębiony. Nie, ojcze! Jestem takim samym urwisem, jakim byłem dawniej. Nikt jednak tutaj nie wie, jak ciężko mi na sercu. Wszyscy myślą, że jadę do Afryki z wielką radością, a przynajmniej ochoczo".
Grób został udostępniony wiernym w niedzielę rano. Przed bazyliką ustawiają się długie kolejki.
Do awarii doszło ok. godz. 12.30. W Madrycie nie działają m.in. sygnalizacja świetlna i metro.
Uprawnionych do głosowania jest 135 kardynałów, którzy nie ukończyli 80 lat.
Obowiązujące zasady mają uwolnić proces wybory papieża od nacisków władz świeckich.
Nieoficjalnie wiadomo, że kardynałowie są za tym, by zaczęło się ono 5 lub 6 maja.
Jednocześnie powiedział, żę jest zaskoczony i zawiedziony dalszym rosyjskim bombardowaniem Ukrainy.