Trwa wizyta "ad limina" biskupów z krajów arabskich. Uczestniczy w niej także rezydujący w stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Abu Dabi, wikariusz apostolski Arabii, bp Paul Hinder.
Sprawuje on pieczę nad katolikami zamieszkującymi Bahrain, Oman, Jemen, Arabię Saudyjską, Katar i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Na obszarze dziesięciokrotnie większym od Polski (3 144 tys. km²) mieszka milion 300 tys. (1.300 tys.) wiernych, którym posługuje 45 kapłanów. Bp Hinder odwiedził Radio Watykańskie, któremu udzielił krótkiego wywiadu. Bp Hinder: Sytuacje poszczególnych krajów powierzonego mi regionu bardzo się między sobą różnią. Różny jest także skład ludności. Na przykład w Zjednoczonych Emiratach Arabskich ¾ wszystkich mieszkańców nie jest obywatelami tego kraju. Natomiast w Jemenie mamy głównie ludność lokalną, a chrześcijanie są tam naprawdę znikomą mniejszością i trudno ich dostrzec bez lupy. W innych krajach są oni także mniejszością, jednak znaczną liczebnie. W największym z nich – Arabii Saudyjskiej – jest ponad milion katolików, chociaż nie ma tam dotychczas swobody wyznania ani też możliwości praktykowania wiary w normalnym tego słowa znaczeniu. Oczywiście są tam żywe wspólnoty chrześcijańskie, ale ich obecność musi być bardzo dyskretna. Zawsze podziwiam moc wiary ich członków. Dają jej świadectwo bardzo niepozornie, ale skutecznie. W bujnie rozwijających się miastach Zatoki Perskiej – Abu Dabi czy Dubaju – mamy znacznie lepszą sytuację, a relacje z miejscowymi władzami są w miarę dobre. RV: Ksiądz Biskup wspomniał, że najtrudniejsza jest sytuacja Kościoła w Arabii Saudyjskiej. Czy uległa ona zmianie po niedawnej wizycie w Watykanie króla Abdullaha? Bp Hinder: Myślę, że wizyta króla Abdullaha u Papieża Benedykta była bardzo ważnym znakiem także dla tego kraju. Szeroko mówiono o niej w saudyjskich mediach. Byłoby to niemożliwe bez wyraźnych znaków ze szczytów władzy. Historyczne znacznie miało już choćby samo pokazanie Papieża z krzyżem. Wskazuje to na pragnienie otwarcia nowego etapu. My Europejczycy mamy skłonność do oczekiwania natychmiastowych owoców tego spotkania. Nie jestem pewien, czy jest to postawa właściwa w odniesieniu do świata arabskiego, a zwłaszcza Arabii Saudyjskiej, gdzie mamy do czynienia z bardzo złożoną sytuacją, wymagającą czasu i cierpliwości. Niekiedy mogą być dwa kroki do przodu, a następnie jeden do tyłu – jak miało to już miejsce w innych krajach. Także w naszym podejściu trzeba sporo delikatności. Nie oczekuję szybkich zmian. Ufam, że powoli uda nam się poczynić pewne kroki. Dla mnie ważniejsze niż spektakularne znaki, jakim byłoby np. wybudowanie wielkiego kościoła w Riadzie, jest bezpieczeństwo wiernych, aby mogli się gromadzić choćby w skromnych budynkach i swobodnie praktykować swą wiarę. Dla nas w przeciwieństwie do muzułmanów budynki sakralne nie są aż tak ważne. Oczywiście ufam, że pewnego dnia będziemy je mogli wznieść. Istotniejsze jest jednak, by chrześcijanie mogli swobodnie się modlić, bez obaw wyznawać swą wiarę, by nie musieli się ukrywać i uznano ich za istoty ludzkie, także w tym aspekcie, jakim jest ich relacja z Bogiem, z Jezusem Chrystusem. RV: Czy są jakieś minimalne szanse, że ten dialog doprowadzi do zaprzestania aktów przemocy w relacjach międzyreligijnych? Bp Hinder: Mam taką nadzieję. Przynamniej wśród tych, którzy uczestniczą w rozmowach. Problem polega na tym, że terroryści nie uczestniczą w dialogu. Nie sądzę, by rozmowy natychmiast doprowadziły do zaprzestania aktów przemocy, także ponieważ cała kwestia terroryzmu nie jest w pierwszym rzędzie sprawą religii, ale fanatyzmu, który usiłuje wykorzystywać religię do swych celów. Także ze strony islamskiej ci, którzy podejmują dialog muszą być ludźmi odważnymi, by wyraźnie powiedzieć, że terroryzm jest wymierzony nie tylko przeciw ludziom, ale i przeciw Bogu, że nie da się go pogodzić z wiarą, nie można go w żaden sposób usprawiedliwić religią. Byłoby źle, gdyby odmówili potępienia terroryzmu, twierdząc, że ma on podstawy w Koranie. Ma nadzieję, że bez jakichkolwiek zastrzeżeń stwierdzą, iż terroru nie można usprawiedliwiać jakąkolwiek religią. Pomoże to w budowaniu zaufania. Wiem, że są muzułmanie, którzy tak myślą, ale być może ich głos nie jest dostatecznie słyszalny w ich środowisku.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.