- Sam bardzo chętnie zrobiłbym rekolekcje pod hasłem, „Róbta, co chceta", które podpisałbym: Jezus - mówi w rozmowie z Gazetą Wyborczą dominikanin Marek Kosacz.
Katarzyna Wiśniewska: Czy Woodstock Jurka Owsiaka na pewno jest potrzebny? Marek Kosacz: Jest potrzebny i wartościowy. Przede wszystkim ze względu na muzykę na żywo. Woodstock daje poczucie wspólnoty: ten ktoś, kto śpiewa, świruje, skacze obok mnie, czuje to samo. Z takimi ludźmi wspaniale jest bawić się, siedzieć i gadać po nocach. To działa inspirująco. - Dla niektórych Woodstock to tylko morze alkoholu i taplanie się w błocie. Radio Maryja nieraz krzyczało o działaniu szatana na Woodstock. Nie ma ojciec takich zastrzeżeń? - Oczywiście, dzieje się tam mnóstwo zła. Jednak to jest wpisane w każdą masową imprezę, a decyzja, co ja tam będę robił, należy do mnie: czy jadę poszaleć przy muzyce, czy się upić do nieprzytomności. Taki sam dylemat można mieć, idąc na imprezę do najporządniejszej koleżanki katoliczki z sąsiedniego bloku. Patrzę na Woodstock pod kątem przyjaźni, miłości i rozwoju. Od jakiegoś czasu na Woodstock przyjeżdżają goście - znani artyści, dziennikarze. Możliwość zobaczenia kogoś takiego na własne oczy też jest ważna. A przy okazji może dać impuls do poszerzania horyzontów, myślenia o przyszłości. - A co katolicki ksiądz na hasło Owsiaka, „Róbta, co chceta”? - Ależ to jest świetne hasło na rekolekcje! Jedno z dominikańskich duszpasterstw młodzieży szkół średnich miało takie hasło skopiowane z Owsiaka: „Róbta, co chceta, byle nie grzeszta”. To hasło do fantastycznej dyskusji, sporów, poszukiwań, wymiany poglądów. „Róbta, co chceta”, ale to nie znaczy, że mi na tobie nie zależy. Sam chętnie zrobiłbym rekolekcje pod hasłem „Róbta, co chceta”, które podpisałbym: Jezus. Dlaczego? Ponieważ prawdziwa miłość jest pragnieniem - chceniem prawdziwego dobra. Zatem to „chceta” musi dojrzewać, rozwijać się i wydawać owoce jak tysiące pięknych słoneczników na Woodstock. - Św. Augustyn mówił: „Kochaj i rób, co chcesz”... - Do tego hasła można dopasować różne wartości: bądź szczery i rób, co chcesz, ale też: kłam i rób, co chcesz. Dlatego powiedzenie Owsiaka traktuję jako odskocznię do dyskusji. Widzę też u Jurka Owsiaka ewolucję: od stwierdzenia, że narkotyki tolerujemy, ponieważ były, są i będą, do postawy „Nie bierz, bo to niszczy życie”. - Na Woodstock przyjeżdżają księża z Przystankiem Jezus. To konkurencja? - Nie widzę opozycji. Jeśli imprezie tego typu przyświecałaby myśl „My was wyciągniemy z błota grzechu”, byłaby to porażka. Ale słyszałem o biskupie Edwardzie Dajczaku, który brał udział w Przystanku Jezus, i wiem, że ma talent w podejściu do młodzieży. Kiedyś na spotkaniu, w którym chyba on brał udział, ktoś krzyknął, że ma Jezusa w dupie. A biskup na to: „Jezus nawet w twojej dupie cię kocha”. - Po powrocie ze spotkania abp Życiński opowiadał, że ciągle otrzymuje e-maile, w których młodzież pyta o to, czego nie zdążyli sobie powiedzieć podczas dyskusji. To przeczy teorii, że kwitnie tam klerofobia. - Każde przypinanie łatki typu klerofobia - my dobrzy, a wy źli - ucina wszelką dyskusję. Wolę pogadać z człowiekiem, który ma inne poglądy, zaznaczam bardzo mocno - bez nawracania go na swoje. - Pojechałby ojciec na Przystanek Woodstock? - Gdybym tylko miał na to czas... Myślę, że nawet Jezus pojechałby na Woodstock, nie po to, żeby kogoś stamtąd wyciągać, nawracać, umoralniać, upominać, ale żeby z nim rozmawiać. Dlatego nie satanizuję Przystanku Woodstock. Tam można spotkać Boga.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.