Tygodnik Idei Europa - dodatek do "Dziennika" publikuje list o. Macieja Zięby OP w sprawie opublikowanego wcześniej również na jej łamach tekstu Tadeusza Bartosia.
- Bardzo długo milczałem (wraz z wszystkimi współbraćmi), choć Tadeusz Bartoś w wielu miejscach opowiadał niestworzone historie na temat swego życia w zakonie i przyczyn swojego odejścia. W końcu każda taka decyzja zawsze jest jakąś tajemnicą i jakimś ludzkim dramatem. Tym razem jednak, gdy przeczytałem (powtórzone w wersji wytłuszczonej): „Stałem się ofiarą kościelnego systemu. Zabrano mi moją pracę, moją bibliotekę, przerzucono do innego klasztoru”, poczułem się urażony nie jako dominikanin, ale jako, było nie było, polski inteligent i tylko dlatego ośmielam się zabrać głos. Od samego początku, a więc od wielu stuleci, każdy zakon konstytuuje profesja – dobrowolnie złożone śluby posłuszeństwa. Do decyzji tej każdy zakonnik przygotowuje się przez pięć lat, żyjąc wewnątrz klasztornej wspólnoty, aby naocznie móc poznać wszelkie blaski i cienie życia zakonnego. W ślubach tych zawiera się dobrowolna zgoda na nasz styl życia: habit, wspólne modlitwy i posiłki, wspólne kapituły i inne zakonne spotkania. Najbardziej jednak konkretnym wymiarem naszego posłuszeństwa jest zgoda na przenosiny do różnych klasztorów w ramach wspólnot danej prowincji. I co roku kilkudziesięciu dominikanów – z różnych względów, ale głównym celem jest maksymalna korelacja ich dobra z misją zakonu – jest przenoszonych do innych klasztorów - pisze o. Zięba. - Sam podczas 22 lat kapłaństwa siedmiokrotnie doświadczyłem zmiany miejsca zamieszkania i nie jest to wynik znacząco odbiegający od przeciętnej. Takie same śluby jak ja i setki innych dominikanów złożył Tadeusz Bartoś. Zawsze był oryginałem, ale oryginałów ci u nas nigdy nie brakowało i nie brakuje. Z czasem jednak ta oryginalność przybrała formę ignorowania i kontestowania, również publicznie (dlatego mogę o tym pisać), wszelkich wspólnych form naszego życia. Trudno się dziwić, że zdecydowana większość współbraci nie reagowała na taką postawę aplauzem. Wtedy też spotkała go największa i jedyna szykana w jego kilkunastoletnim dorosłym zakonnym życiu: został przeniesiony ze Służewa, będącego domem formacji młodych zakonników, do klasztoru na Starym Mieście, rzecz jasna, także w Warszawie. Nadal jednak wykładał na Służewie to, na czym się znał, a więc filozofię, nadal też prowadził założone tam przez siebie studium i bez żadnych ograniczeń pracował w bibliotece. Owszem, wiązało się to z pewną niedogodnością związaną z dojazdami, ale z drugiej strony ułatwiało dotarcie na uniwersytet, na którym zrobił doktorat. Przez cały czas do jego dobrowolnego odejścia przysługiwały mu wszystkie prawa oraz – w rozszerzonej wersji – przywileje zakonne: pełne utrzymanie i opieka zdrowotna, urlop, żadnych obowiązków zakonnych, nielimitowana niczym i nierozliczana przez nikogo możliwość pracy naukowej, finansowe wspieranie publikacji, dowolna możliwość – opłacanych przez zakon – studyjnych wyjazdów zagranicznych. Tym różnię się od Tadeusza Bartosia, że przed wstąpieniem do zakonu obracałem się w środowisku młodych pracowników nauki i dobrze poznałem ich/nasze rozliczne problemy. Także potem – pomimo upływających lat – miałem z tym środowiskiem do czynienia, i to w różnych krajach. Z całą mocą mogę więc oświadczyć, że nikt i nigdzie w świecie, poza zakonną klauzurą, nie miał tak doskonałych warunków do nieskrępowanego i wolnego od trosk rozwijania swych talentów i uprawiania nauki, jakie mieli młodzi dominikanie. Nie będę wchodził w szczegóły egzystencjalne, te są zawsze złożone i domagają się szczelnej osłony prywatności, nie będę też wchodził w ocenę poglądów Tadeusza Bartosia, nie miejsce tu na taką polemikę, ale w imię elementarnej uczciwości myślenia nie mogę się zgodzić, gdy „Europa” stawia go na piedestale niepokornej, prześladowanej przez „system” polskiej inteligencji - pisze o. Zięba.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.