Zamiast siedzieć i myśleć, kto jest moim sąsiadem – Tutsi czy Hutu – i jak go zabić, wszyscy są zajęci: studiują, budują domy, robią interesy. Trzeba iść do przodu – mówi Francine Umutesi z Rwandy. W czasie ludobójstwa 20 lat temu straciła prawie całą rodzinę.
Człowiek, który po tych tragicznych wydarzeniach pomagał mojej mamie, woził ją do pracy, okazał się współodpowiedzialny za śmierć mojego brata i wujka. Nasłał na nich zabójców. Mama dowiedziała się o tym na stadionie w trakcie tzw. gacaca („sprawiedliwość na trawie”), kiedy publicznie wszyscy Hutu i Tutsi, i nawet Twa (najniższa klasa) i opowiadali, co się działo od pierwszego dnia ludobójstwa na Tutsi. Wtedy on podbiegł do mojej mamy i błagał o przebaczenie – Francine łamie się głos. Od kilku godzin rozmawiamy o 100-dniowej masakrze, która pochłonęła co najmniej 800 tys. istnień ludzkich. U schyłku XX wieku. – My będziemy zawsze o tym pamiętać, ale żeby iść do przodu, musisz odrzucić nienawiść. Moja mama jako istota ludzka nie ma prawa zabić drugiego człowieka, nie ma prawa dokonać zemsty – mówi o niełatwym procesie leczenia ran. Dziewczyna od kilku lat mieszka w Polsce. W Łodzi skończyła studia, teraz podjęła pracę jako dyrektor ds. międzynarodowych w jednej z polskich instytucji. Kiedyś chciałaby wrócić do Rwandy.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |