Troje chorych z objawami podobnymi do gorączki krwotocznej trafiło do nowojorskich szpitali. Wszyscy w ostatnim czasie wrócili z Afryki Zachodniej.
W USA obowiązują od niedawna przepisy, zgodnie z którymi chory zgłaszający się do placówki medycznej jeszcze przed przyjęciem musi odpowiedzieć na dwa pytania: czy w ostatnich 10 dniach był w Afryce Zachodniej oraz czy miał kontakt z chorymi na gorączkę krwotoczną. W czasie takiego wywiadu lekarze stwierdzili, że w jednym przypadku z całą pewnością pacjent nie jest zakażony Ebolą, a w dwóch pozostałych prawdopodobieństwo jest niewielkie. Będą jednak poddani dodatkowym testom.
Wiadomość o podejrzeniu zakażenia gorączką krwotoczną w Nowym Jorku wywołała falę paniki, prawdopodobnie jednak żaden z trzech pacjentów nie został zakażony Ebolą. Wirus jednak jest na terenie Stanów Zjednoczonych: do szpitala w Atlancie rząd USA sprowadził dwoje swoich obywateli, którzy zakazili się wirusem Ebola podczas opieki nad chorymi w Sierra Leone. Jeszcze przed wylotem z Afryki otrzymali eksperymentalny lek, dotychczas testowany tylko na małpach. Jednemu z chorych lek pomógł na tyle, że był w stanie sam opuścić karetkę w USA, a jeszcze w Afryce jego stan był krytyczny. Pojawia się więc nadzieja w walce ze śmiertelnym, niewidocznym dla ludzkich oczu wrogiem.
Obecnie sprowadzeni z Afryki pacjenci są hospitalizowani w wyłączonym z normalnego użytki skrzydle szpitala Emory w Atlancie. To specjalna jednostka służby zdrowia przygotowana właśnie na wypadek pojawienia się szczególnie groźnych wirusów. Nigdy dotąd jednak nie hospitalizowano tam pacjentów z wirusem Ebola.
Epidemia rozwija się w zastraszającym tempie. To przypomina efekt lawiny - jeszcze wiosną w ciągu tygodnia umierało na gorączkę krwotoczną kilkanaście osób. Natomiast tylko w miniony weekend zmarło już 150 osób. Wciąż nie ma lekarstwa na tę chorobę, nie ma również szczepionki, a najgroźniejsza odmiana wirusa zabija 90 proc. zakażonych. Drogi zarażenia są różne: od kontaktu z krwią chorego, przez zwyczajną drogę kropelkową po kontakt z przedmiotami, których używał zakażony.
W Monrowii wylądowali uzbrojeni komandosi z Gwinei, żądając wydania zbiega.
Dziś mija 1000 dni od napaści Rosji na Ukrainę i rozpoczęcia tam pełnoskalowej wojny.
Są też bardziej uczciwe, komunikatywne i terminowe niż mężczyźni, ale...
Rodziny z Ukrainy mają dostęp do świadczeń rodzinnych np. 800 plus.
Ochrona budynku oddała w kierunku napastników strzały ostrzegawcze.
Zawsze mamy wsparcie ze strony Stolicy Apostolskiej - uważa ambasador Ukrainy przy Watykanie.