Ubezpieczyciele razem ze szkołami naciągają Polaków na rzekomo obowiązkowe ubezpieczenia uczniów, informuje "Rzeczpospolita".
Kilkanaście milionów rodziców uczniów i przedszkolaków dowiaduje się, że ma im wykupić polisy od następstw nieszczęśliwych wypadków (NNW). Najczęściej pieniądze do szkoły zanoszą na pierwszej, wrześniowej wywiadówce. Okazuje się, że są często nabijani w butelkę - alarmuje "Rz".
Resort edukacji wyjaśnia, że ubezpieczenie nie jest obowiązkowe.
Ubezpieczenia są bowiem dobrowolne, a poza tym, ich cena, jeśli są wykupywane przez szkoły lub przedszkola, jest zawyżana.
Beneficjentami są więc placówki, nauczyciele i firmy ubezpieczeniowe, a nieświadomi rodzice płacą niepotrzebny haracz. Według szacunków "Rz" może on wynosić nawet 70 mln zł rocznie.
"Najgorsze w tym wszystkim jest to, że bezprawnie. Rodzice nie muszą ubezpieczać dziecka od następstw nieszczęśliwych wypadków. Ale nikt im o tym nie powie, bo nie ma w tym interesu" - zauważa w dzisiejszej "Rzeczpospolitej" w komentarzu do całej sprawy Jolanta Ojczyk ("Szkolna mafia ma się dobrze").
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.