Ubezpieczyciele razem ze szkołami naciągają Polaków na rzekomo obowiązkowe ubezpieczenia uczniów, informuje "Rzeczpospolita".
Kilkanaście milionów rodziców uczniów i przedszkolaków dowiaduje się, że ma im wykupić polisy od następstw nieszczęśliwych wypadków (NNW). Najczęściej pieniądze do szkoły zanoszą na pierwszej, wrześniowej wywiadówce. Okazuje się, że są często nabijani w butelkę - alarmuje "Rz".
Resort edukacji wyjaśnia, że ubezpieczenie nie jest obowiązkowe.
Ubezpieczenia są bowiem dobrowolne, a poza tym, ich cena, jeśli są wykupywane przez szkoły lub przedszkola, jest zawyżana.
Beneficjentami są więc placówki, nauczyciele i firmy ubezpieczeniowe, a nieświadomi rodzice płacą niepotrzebny haracz. Według szacunków "Rz" może on wynosić nawet 70 mln zł rocznie.
"Najgorsze w tym wszystkim jest to, że bezprawnie. Rodzice nie muszą ubezpieczać dziecka od następstw nieszczęśliwych wypadków. Ale nikt im o tym nie powie, bo nie ma w tym interesu" - zauważa w dzisiejszej "Rzeczpospolitej" w komentarzu do całej sprawy Jolanta Ojczyk ("Szkolna mafia ma się dobrze").
Unijne decyzje dotyczące tych regulacji nie będą implementowane do czeskiego prawa.
Ale producenci samochodów od 2035 r. musieli spełnić wymóg redukcji emisji CO2 o 90 proc.
"To wielki zaszczyt stać tu dzisiaj i odbierać tę nagrodę w imieniu ojca".
Złożyła je I prezes Sądu Najwyższego. Nie zostało jeszcze rozpatrzone.