Zawsze w tym samym miejscu w lipcu nad Jeziorem Bełdany, niedaleko Rucianego-Nidy, rozbijanych jest ponad 100 namiotów.
To znak, że rozpoczyna się wakacyjny obóz „Tygrysy”. Niezmordowanie od 54 lat nad jego organizacją czuwa pochodzący z naszej diecezji, z Parznic z parafii Kowala, ks. prał. Mirosław Mikulski, prezes Katolickiego Stowarzyszenia Sportowego Rzeczypospolitej Polskiej. Od kilku lat wspiera go i przejmuje część obowiązków ks. Tomasz Połomski z podwarszawskiej parafii w Józefowie. Ale jeśli ktoś powie „szef”, to wiadomo, że chodzi o ks. Mikulskiego. W tym roku nad jeziorem wypoczywało prawie 460 dzieci i młodzieży z całej Polski oraz z Ukrainy, Litwy i Białorusi.
Obozowicze pełnią nocne warty, uczestniczą w sportowych rozgrywkach, kapią się w jeziorze, bawią i tańczą. Codziennie są Msza św. i katecheza dla obozowiczów, dla poszczególnych grup wiekowych. Katechezę dla dorosłych, przy obieraniu ziemniaków, prowadzi zawsze ks. Mikulski. – W tym roku w pierwszej części katechez dla dorosłych poruszane były tematy związane z zapłodnieniem in vitro, druga część dotyczyła właściwego przeżycia sakramentu pokuty. W katechezach dla dzieci tematem przewodnim był Dekalog – mówi Małgorzata Kopera, katechetka w radomskim Zespole Szkół Integracyjnych. Pani Małgosia już po raz 13. uczestniczyła w obozie. Z naszej diecezji nad Bełdany wyjechało 100 osób z dwóch parafii – pw. św. Pawła w Radomiu na Janiszpolu i pw. św. Wojciecha w Kowali.
Neoprezbiter ks. Wojciech Pawłowski, gdy był diakonem w radomskim Wyższym Seminarium Duchownym, uczestniczył w obozach nad Bełdanami. W tym roku przyjechał tylko odprawić dla uczestników obozu Mszę św. – To były takie prymicje ks. Wojciecha. Piękna uroczystość. Wszyscy się do niej przygotowywaliśmy. Mszę św. księża razem z naszym neoprezbiterem odprawiali na molo. Po jej zakończeniu ks. Wojciech każdemu z osobna udzielił błogosławieństwa – mówi M. Kopera.
Tradycją tego obozu są poranne kąpiele w jeziorze o 5.00. Takiej kąpieli codziennie zażywa ks. Mikulski. – Obozowicze tylko czasami, i to ci najwytrwalsi. Ta kąpiel nie jest obowiązkowa, ale jeśli ktoś przełamie swoje lenistwo, tym samym dołącza do elitarnej „Grupy pięć” – wyjaśnia pani Małgorzata. Inną tradycją obozów jest zdobywanie indiańskiego imienia. Wcześniej jednak trzeba przejść kilka prób: wody, milczenia i głodu.
Dominika Zaborska mieszka w Radomiu. Jest uczennicą V klasy. Nad Bełdany pojechała po raz trzeci. Jak mówi, bardzo jej się podoba to, że wszyscy mieszkają w namiotach. Lubi kąpać się w jeziorze i nawet dwa razy kapała się z elitarną „Grupą pięć”. – Poznałam dużo koleżanek i kolegów. Nie udało mi się przejść próby milczenia, ale jeśli za rok pojadę na obóz, to jeszcze raz spróbuję. Podobały mi się katechezy i to, że słuchaliśmy ich podczas wycieczek do lasu. Na zakończenie obozu podpisywaliśmy się na podkoszulkach. Zebrałam dużo podpisów – opowiada Dominika.
Dla uczestników obozu od lat gotuje nie byle kto, bo Robert Krasuski, kucharz z kancelarii prezydenta. Oczywiście, wspierają go dyżurujące grupy, bo pracy jest sporo. W niedzielę, gdy przyjechało dużo gości, a ks. Mikulski wszystkich zaprosił na obiad, trzeba było usmażyć 900 kotletów.
Firma Buffet Małgorzaty Świątek sponsorowała posiłki. Monika i Adam Ciborowie zasponsorowali wycieczki, a Krzysztof Rzeźnik ufundował wyjazd dla sześciorga dzieci. W imieniu wszystkich uczestników obozu podziękowania składa im Małgorzata Kopera.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W środę rano odbyły się obchody 55. rocznicy masakry robotników przed pomnikiem Grudnia 1970.
Oświadczył, że reżim Maduro to "zagraniczna organizacja terrorystyczna".
Unijne decyzje dotyczące tych regulacji nie będą implementowane do czeskiego prawa.
Ale producenci samochodów od 2035 r. musieli spełnić wymóg redukcji emisji CO2 o 90 proc.
"To wielki zaszczyt stać tu dzisiaj i odbierać tę nagrodę w imieniu ojca".