Już wkrótce będzie w Polsce dwadzieścia jeden „Okien życia" - wyliczyły media. W tych dniach mamy do czynienia z prawdziwym „wysypem" tego typu inicjatyw podejmowanych przez różne kościelne instytucje. Jest ich tak dużo, że aż dziennikarze - zamiast zainteresować się, co to za epidemia, zastanawiają się jakby tu obejść temat z daleka.
Jedna z dziennikarek zapytała mnie, czy „Okna życia” to proponowana przez Kościół „alternatywa wobec aborcji”. Aż mnie zatrzęsło. Ktokolwiek sądzi, że „Okna życia” to sposób na rozwiązanie problemu zabijania dzieci przed narodzeniem, daje popis naiwności i niezrozumienia – pomyślałem w pierwszej chwili. A potem grzecznie zapewniłem dziennikarkę, że z pewnością „Okna życia” nie są sztandarową receptą Kościoła na wprowadzenie w życie skutecznej ochrony życia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Czym więc są? Znajomy kierowca autobusu odmówił niedawno wyjazdu pojazdem, który mu przydzielono w zajezdni, bo… nie dało się w nim skorzystać z „wyjścia awaryjnego”. Czegoś tam brakowało (zasługa pasażerów, oczywiście), dzięki czemu okno, które w razie jakiegoś wypadku, powinno się dać łatwo wypchnąć lub otworzyć, było nie do ruszenia, jak socjalizm na Kubie. Dyspozytor się wściekł i złośliwie pytał mojego znajomego, ile razy w jego wieloletniej karierze przydało mu się „wyjście bezpieczeństwa”. „Raz” – odpowiedział uczciwie kierowca, ale nadal się upierał, że pojazdem, który jest pozbawiony takiej możliwości, nie wyruszy na trasę. Mnie osobiście „Okna życia” kojarzą się właśnie z takimi „oknami bezpieczeństwa” w autobusach albo pociągach. Dla większości podróżujących są czymś zupełnie zbędnym i tylko coś irytująco przy nich dynda, ale w sytuacji zagrożenia, w chwili dramatu, tragedii, niejednemu uratowały życie i zdrowie. Z przykrością słuchałem w jednej telewizji utyskiwań, że „Okna życia” ograniczają prawa matek, które w nich zostawią swoje dzieci, do zmiany decyzji. „A przecież 12 procent kobiet, które w zeszłym roku zostawiły dzieci w szpitalach, w ciągu sześciu tygodni zmieniło decyzję” – przytaczała dane jakaś pani. I jeszcze nie podobało jej się, że nie szuka się matek dzieci zostawionych w „Oknach życia”, a przecież jeśli dzieci są porzucane np. na śmietnikach, to policja szuka matek. Mniej więcej tak samo można mieć pretensje, że odpowiednie służby nie zadbały o uratowanie paszportu człowieka, który z płonącego autobusu wydostał się przez „wyjście bezpieczeństwa”. „Okna życia” są przeznaczone dla równie ekstremalnych sytuacji. Jednak nie ma się co obrażać, że ludzie tego nie rozumieją. Trzeba im tłumaczyć. Jeśli się nie mylę, abp Kazimierz Nycz otwierając w Warszawie „Okno życia” stwierdził, że ma nadzieję, iż nigdy nie zostanie ono otwarte. W wielu autobusach i wagonach „wyjścia bezpieczeństwa” też nigdy nie zostały użyte. Ale czy to powód, aby z nich zrezygnować? Tak samo jak zamontowanie „wyjścia awaryjnego” nikogo nie zwalnia od rutynowego i zgodnego z wszelkimi procedurami dbania o bezpieczeństwo w środkach komunikacji, w kinie, w dyskotece itp. Dwadzieścia jeden „Okien życia” to dwadzieścia jeden „wyjść awaryjnych”. Tylko tyle. I aż tyle.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.