Czy chrześcijanin ma być jedynie opozycją i znakiem sprzeciwu wobec świata? Czy ma jedynie bohatersko przegrywać? A może dużo naszej winy w tym, że nie jesteśmy równie skuteczni, co ludzie dalecy od Kościoła?
„Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Łk 16, 13)
„Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy” (1 Tm 6, 10)
Czy z powyższych słów wynika, że głęboko wierzący i poważnie traktujący słowa Pisma Świętego chrześcijanin powinien unikać pieniędzy, a w praktyce być biedny? A może chodzi w nich o coś zupełnie innego?
Jakiś czas temu słuchałem kazania w jednym z lubelskich kościołów. Tego dnia ksiądz odczytał Ewangelię o nieuczciwym rządcy, a potem poświęcił jej homilię. Wniosek płynący z homilii był taki sam, jak prawie zawsze, gdy w kościołach podejmuje się temat pieniędzy: konsumpcjonizm jest zły, mamy się go wyzbywać, bo są ważniejsze rzeczy w życiu chrześcijanina niż pieniądze.
Dużo w tym racji i trudno się nie zgodzić, że pieniądze na pewno nie powinny być dla katolika priorytetem. Ale ta Ewangelia zawiera znacznie ciekawszą część. Jezus kończy tę przypowieść słowami: „Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości”.
W tym fragmencie zawsze zastanawia mnie to, czy te słowa mają być jedynie stwierdzeniem faktu, że ludzie dalecy od naszych wartości łatwiej radzą sobie z pieniędzmi i interesami niż chrześcijanie. A może raczej są one wyrzutem, że jako katolicy za mało robimy, że pozwoliliśmy, by „synowie tego świata” radzili sobie od nas lepiej, a tymczasem to my powinniśmy dawać świadectwo roztropności, także w kwestii pieniędzy.
Jak jednak mamy sobie radzić lepiej z pieniędzmi, gdy wielu katolików zachowuje się tak, jakby byli przekonani, że „pieniądze z natury są złe”? To powoduje dysonans: z jednej strony nie da się w dzisiejszym świecie funkcjonować w oderwaniu od pieniędzy, nie ma też co ukrywać - mając pieniądze żyje się łatwiej. Z drugiej jednak strony dopóki wierzymy (nawet jeśli tego tak wprost nie nazywamy), że pieniądze są złe, to trudno autentycznie starać się o ich zdobywanie. Konsekwencje takiego przekonania mogą być różne: część ludzi z tego powodu będzie mieć blokadę związaną ze swoim rozwojem zawodowym i biznesowym. A inna część… no cóż, dla wielu innych osób może to być wygodna wymówka. Wszak nie trzeba się starać w pracy i biznesie, bo przecież pieniądze nie mogą być najważniejsze. Po co rozwijać biznes bardziej, skoro pieniądze są źródłem zła?
A przecież Kościół nie twierdzi, że „pieniądze są złe”. Wiele osób czytając przytoczony na początku fragment z Listu do Tymoteusza nie zauważa, że to nie pieniądze zostały tam potępione, ale chciwość. To nie pieniądze są złe, ale miłość do nich, służenie im, przywiązanie do nich.
Już św. Klemens Aleksandryjski, żyjący na przełomie II i III wieku po Chrystusie, w swoim dziele „Który człowiek bogaty może być zbawiony” zaznaczał: „Wszystko, co posiada człowiek, zostało mu udzielone i podane niby jakaś materia i narzędzie, którym powinien się posługiwać umiejętnie i w sposób właściwy (…) Bogactwo jest takim narzędziem. Umiesz go używać sprawiedliwie: służy sprawiedliwości. Używa go ktoś niesprawiedliwie: staje się sługą niesprawiedliwości. Z natury bowiem swojej ma ono służyć, ale nie rządzić.”
Równie ciekawie pisał też o konieczności posiadania pieniędzy do realizowania chrześcijańskiej misji: „Jakżeby ktoś mógł nakarmić łaknącego, napoić pragnącego, przyodziać nagiego, ugościć bezdomnego (…) jeżeli sam odczuwałby brak tego wszystkiego?”.
Pieniądze u samych swoich początków powstały jako towar (a nie wirtualny zapis, jak dziś), który miał umożliwiać wymianę owoców swojej pracy w zamian za owoce pracy innych osób. Aby ułatwić taką wolną wymianę w sytuacjach, gdy bezpośrednia wymiana była niemożliwa (bo co mogli wymienić ze sobą np. kowal i poeta?), ludzie wymyślili towar pośredni - złoto i srebro. Od samego początku ten towar na płaszczyźnie moralnej był jedynie narzędziem wymiany, niczym więcej. I tak też powinniśmy go traktować - jako narzędzie.
Ale skoro jest to narzędzie, które z natury nie może być dobre lub złe, to dlaczego oddaliśmy pole w korzystaniu z tego narzędzia niechrześcijanom? Dlaczego pozwoliliśmy, by świat biznesu, pracy, władzy - w praktyce cała otaczająca nas rzeczywistość została zdominowana przez wartości tak dalekie naszym?
Czy chrześcijanin ma być jedynie opozycją i znakiem sprzeciwu wobec świata? Czy ma jedynie bohatersko przegrywać? A może dużo naszej winy w tym, że nie jesteśmy równie skuteczni, co ludzie dalecy od Kościoła? Dlaczego pozwalamy im ze sobą wygrywać? Przecież to my powinniśmy wyznaczać standardy tego, co dobre i właściwe.
Pieniądze nierozerwalnie wiążą się z pracą. Są narzędziem wymiany owoców tej pracy. Dlatego warto spojrzeć na nie z jeszcze jednej strony.
Św. Josemaria Escriva poświęcił bardzo dużą część swoich dzieł uświęcaniu pracy. Zwracał on uwagę, że jeśli chcemy naszą pracę oddawać Bogu (a jako ludzie wierzący mamy obowiązek tak czynić), to nie możemy oddawać Bogu pracy spartaczonej. Bogu można oddać pracę tylko wykonaną na najwyższym poziomie naszych możliwości. Skoro to ma być swoista ofiara dla Boga, to po prostu musimy się starać, musimy w to wkładać maksimum swojego serca i umiejętności. Mało tego. Jeśli chcemy oddać pracę Bogu, to musimy też poświęcać czas na naukę, doskonalenie swoich umiejętności zawodowych.
Czyż świat wokół nas nie wyglądałby „o niebo lepiej”, gdyby chrześcijanie poważnie potraktowali te słowa? Co ciekawe, wtedy prawdopodobnie i tylu problemów z pieniędzmi byśmy nie mieli.
W realiach wolnego rynku pracownik, który tak podchodzi do pracy, czyli pracuje wkładając w to serce i dbając o swój rozwój i doskonalenie, będzie nagradzany awansem i lepszym wynagrodzeniem. Nawet jeśli pracodawca nie będzie go doceniać, to taki pracownik łatwo znajdzie inną pracę. A przedsiębiorca, który całe serce wkłada w rozwój swojej firmy, będzie z czasem miał coraz więcej klientów i wyższe zyski. W realiach rynkowych bogacenie się kogoś, kto mądrze i ciężko pracuje, by móc Bogu oddać swoją pracę, będzie po prostu naturalną konsekwencją jego działania. Nagrodą za dobrą pracę.
Dlatego szczerze sobie odpowiedzmy, czy to, że katolikom często brakuje pieniędzy, ma rzeczywiście więcej wspólnego z postawą ewangelicznego ubóstwa, czy raczej jest objawem tego, że za mało poważnie traktujemy oddawanie naszej pracy Bogu. Nie ma łatwej odpowiedzi na to pytanie.
*Paweł Królak, przedsiębiorca, teolog, prezes Towarzystwa Biznesowego Lubelskiego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.