„Ja się biję mocno w piersi, aż dudni.”
Jerzy Zelnik miał 18 lat, gdy podpisał zgodę na współpracę z SB. Był rok 1964. „Rok czy dwa później to był inny człowiek. Ja na tego 18-latka patrzę jak na synka, wnuka. To nie ja” – mówił aktor w programie TVN24 „Tak jest”. „Ja się biję mocno w piersi, aż dudni” – zapewniał. Swoją decyzję z młodości przypisał głupocie i niedojrzałości. Szybko jednak przejrzał. „W 1968 r. paliłem »Trybunę Ludu« na ulicach, w 1969 r. się ochrzciłem, byłem innym człowiekiem” – wyjaśnił.
Zapytany, czemu, wobec faktu własnej współpracy tak stanowczo krytykuje Lecha Wałęsę, odpowiedział: „Nie porównujmy się. Ja nigdy nie byłem ministrem, posłem ani prezydentem mojej ojczyzny. Dlaczego Lech kochany nasz nie przyszedł do nas i nie powiedział: »ludzie, przebaczcie«? Byśmy mu przebaczyli”. Aktor zauważył, że Wałęsa w chwili podejmowania współpracy był dojrzalszy, miał już rodzinę i pracę. „Ja w 1964 r. byłem jeszcze w tej optymistycznej, głupiej nadziei, że ten socjalizm może mieć ludzką twarz, on już widział, że mordowali jego kolegów na ulicach” – mówił.
Sam Zelnik wyraził żal, że nikt go nie szantażował dokumentami o współpracy z SB. Dowiedziałby się wówczas, co zrobił jako 18-latek. „Powiedziałbym: Polsko, Jurku Kowaliku [Jerzy Kowalik, ówczesny znajomy Zelnika, którym interesowała się SB – red.], przebaczcie, zachowałem się jak palant, bo myślałem, że tak trzeba, bo to zrobiłem dla mojej kochanej socjaldemokratycznej ojczyzny” – powiedział aktor.
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.