Reklama

Chronić życie. Ale jak?

Chcemy stworzyć gwarancje prawne. Trzeba odpowiedzieć na pytanie, jak miałyby one wyglądać.

Reklama

Trzeba chronić życie. Prawda. Od poczęcia do naturalnej śmierci (nie pomijając środka). Też prawda. Pomińmy wątpliwości, czy należy to robić w tym momencie i z całą siłą, na jaką nas stać (lub na jaką wydaje się nam, że nas stać). Chcemy stworzyć gwarancje prawne. Trzeba odpowiedzieć na pytanie, jak miałyby one wyglądać.

Mówimy o całkowitym zakazie przerywania ciąży. Także w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu lub gwałtu. Wykluczamy z tego zakazu zabiegi ratujące życie matki, które wiążą się (potencjalnie lub w sposób konieczny) ze śmiercią dziecka. Wymóg prawny nie może być surowszy, niż wymóg moralny, a kobieta ma prawo ratować swoje życie nawet kosztem życia dziecka. Tak wyglądają nasze oczekiwania prawne.

„W obiegu” pojawił się ostatnio projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji. Wokół tego projektu – mimo bardzo wstępnego etapu – zrobił się spory szum. Przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze, wprowadzenia pojęcia nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka poczętego (zapewne na wzór nieumyślnego spowodowania śmierci każdej innej osoby, od dziecka po starca), po drugie, karania kobiet za umyślne spowodowanie śmierci dziecka. Miałoby być ono zagrożone karą do 5 lat więzienia. Ustawa reguluje również kwestie zagrożenia życia i zdrowia kobiety zwalniając od odpowiedzialności lekarza, który podejmie się procedur ratujących życie kobiety a zabijających dziecko lub powodujących szkodę dla jego zdrowia.

Trzeba zapytać: czy to jest dobra propozycja? Mimo wyjaśnień autorów projektu mam tu kilka zastrzeżeń.

Pierwsze dotyczy samego pojęcia „nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka poczętego”. Mówimy o poronieniu. Owszem, nowa ustawa wyklucza karanie matki. Nie wchodzi też w grę prokuratorskie dociekanie przyczyn każdego poronienia. Pani Anna Kiljan z Fundacji Pro Prawo do Życia wyjaśnia, że sytuacja jest zasadniczo podobna do postępowania w przypadku śmierci człowieka oraz że to lekarz miałby stwierdzić powody tej śmierci i alarmować prokuraturę jedynie w okolicznościach budzących jego podejrzenia (wyjaśnienia do przeczytania TUTAJ).

Niestety, sytuacja nie jest zasadniczo podobna. W przypadku śmierci człowieka mamy do czynienia ze zwłokami, które można zbadać. To one są nośnikiem informacji o przyczynie śmierci. W przypadku wczesnej ciąży nie dość, że trudno mówić o zwłokach, to jeszcze naturalne przyczyny często leżą na styku matka /dziecko. Odpowiedź na pytanie, czy poronienie było naturalne czy nieumyślnie sprowokowane wymaga szczegółowego wywiadu z matką. Dodam: z matką w traumie, z matką która i tak irracjonalnie się obwinia, bo może niepotrzebnie podniosła coś ciężkiego albo nie leżała, albo...

Z punktu widzenia psychologii rozwiązanie fatalne. Dodajmy: niczego nie wnosi, w końcu i tak nikt nie zamierza (na szczęście) matki karać. Wobec tego po co to w ogóle wprowadzać?

Druga wątpliwość dotyczy karania kobiet za aborcję. Pominę tym razem trudne i bardzo trudne sytuacje życiowe. Ustawa przewiduje w takich sytuacjach możliwość odstąpienia od wymierzenia kary. Autorzy ustawy stwierdzają jednak, że penalizacja co do zasady jest konieczna. M.in. dlatego, że nie ma innej metody skutecznego zapobieżenia aborcji farmakologicznej (więcej na ten temat można przeczytać TUTAJ)

Argumenty są poważne. Autorzy pomijają jednak poważny problem, związany właśnie z aborcją farmakologiczną. Leki powodujące sztuczne poronienie nie są trudne do dostania. Mogą to być środki dopuszczone do użytku z innych powodów, preparaty wyprodukowane za granicą lub po prostu „wynalazki”. Poronienie „technicznie” objawia się krwawieniem, które czasem może przerodzić się w krwotok. Zadaję zatem pytanie: czy można /czy warto stwarzać sytuację, w której kobieta z krwotokiem, potencjalnie zagrażającym życiu, będzie się bała zgłosić do lekarza z powodu grożącej jej kary? Moim zdaniem nie. Jeśli nie z powodów moralnych, to przynajmniej pragmatycznych: jeden nagłośniony przypadek śmierci z takiego powodu – nie daj Boże nastolatki - spowoduje olbrzymie parcie na zmianę ustawy. Nie mam wątpliwości, że skuteczne.

I w końcu sformułowania dotyczące sytuacji zagrożenia życia i zdrowia matki. Zacytuję:
Nie popełnia przestępstwa (…) lekarz, jeżeli śmierć dziecka poczętego jest następstwem działań leczniczych, koniecznych dla uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia matki dziecka poczętego.

oraz:
Nie popełnia przestępstwa (…) lekarz, jeżeli uszkodzenie ciała lub rozstrój zdrowia dziecka poczętego są następstwem działań leczniczych, koniecznych dla uchylenia niebezpieczeństwa grożącego zdrowiu lub życiu matki dziecka poczętego albo dziecka poczętego.

Pomijam oczywisty fakt, że paragrafy dotyczą wyłącznie lekarza, nie dotyczą natomiast matki i pozostałego personelu medycznego, np. pielęgniarki-instrumentariuszki. Ważniejsza jest sama logika przepisu.

Pierwsze pytanie dotyczy tego, co jest, a co nie jest bezpośrednim niebezpieczeństwem dla życia matki? To niebezpieczne, bo niejasne zawężenie. Rozumiem intencję, jednak takie sformułowanie może spowodować niebezpieczną zwłokę w podjęciu leczenia. Oczywiście, można się powoływać na zdrowy rozsądek i dobrą wolę. Ale nie można stawiać lekarza w sytuacji, w której musi liczyć na zdrowy rozsądek i dobrą wolę tych, którzy będą go sądzić. Nikt z nas by nie chciał być w takiej sytuacji. Przepis prawa musi być jednoznaczny.

Kolejny punkt wydaje się dotyczyć przede wszystkim farmakoterapii, podejmowanej dla ratowania życia i zdrowia matki, która jednak mogłaby zaszkodzić dziecku. Problem polega na tym, że jeśli podaje się leki np. mogące prowadzić do powstania wad u płodu nie da się całkowicie wykluczyć śmierci dziecka czy poronienia. A narazić dziecko na śmierć można wyłącznie w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia matki. Lekarz i matka są w kropce.

Podsumowując: zaproponowana ustawa zawiera błędy, które ją w moich oczach dyskwalifikują.

Na koniec chciałabym dodać jeszcze jedną sugestię. Medycyna jest dziedziną niepodatną na ścisłe regulacje. Ostatecznie zawsze decyzja rozgrywa się na linii pacjent-lekarz, w bardzo konkretnej i niepowtarzalnej sytuacji. Prawo – jeśli ma być dobrym prawem – musi pozostawić pewien luz, który pozwoli lekarzowi decydować zgodnie z wiedzą medyczną i własnym sumieniem bez strachu, że decyzja zostanie podważona.

Być może będzie to oznaczało, że ktoś bezkarnie tego prawa nadużyje lub że będzie ono mniej skuteczne niż by mogło. Wydaje mi się to jednak koniecznością, jeśli ma nie generować dramatów.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
4°C Wtorek
rano
7°C Wtorek
dzień
8°C Wtorek
wieczór
6°C Środa
noc
wiecej »