„A kto ich pani tyle zrobił? Nie umiecie się zabezpieczyć? To wpadka? Takie pytania dla rodzin z trójką i większą liczbą dzieci to niemal norma” - pisze na łamach „Wprost” Tomasz Terlikowski.
- Podobnie jak z trudem ukrywane zdumienie na wieść o kolejnym potomku czy rzucany ukradkiem epitet „dzieciorób” - o sytuacji rodzin wielodzietnych i niechęci do wielodzietności w społeczeństwie, nie tylko Polskim.
Zjawisko wydziwiania nad wielodzietnością jest obecne w całym świecie zachodnim – komentuje prof. Mirosława Grabowska, socjolog z Polskiej Akademii Nauk. – I w Polsce wcale nie przyjmuje najgorszych form. Gdy kiedyś uczestniczyłam w badaniach polsko-niemieckich, socjologowie z Niemiec badający problem uciążliwego sąsiedztwa umieścili rodziny wielodzietne na tym samym poziomie co przestępców i prostytutki – dodaje prof. Grabowska. Coraz modniejsza staje się na Zachodzie także „ekologiczna małodzietność”, a rodziny z większą liczbą dzieci niż dwójka są oskarżane o brak szacunku dla przyrody, zwiększanie efektu cieplarnianego, a nawet głód w Afryce.
– Państwo polskie nie prowadzi polityki wspierania rodzin. Traktuje dzieci nie jako inwestycję w przyszłość, ale jako kaprys rodziców – mówi Joanna Krupska ze Związku Dużych Rodzin „Trzy Plus”.
Jan Pospieszalski (ojciec trójki dzieci), publicysta i muzyk, uważa, że słabo skrywana u niektórych niechęć do potomstwa to efekt powszechnego w PRL przyzwolenia na aborcję.
„Jeśli dzieciofobia się utrzyma, może być groźna dla przyszłości państwa. […] Aby możliwe było dalsze funkcjonowanie systemu emerytalnego, konieczne jest, aby każda polska kobieta miała przynajmniej trójkę (a najlepiej czwórkę) dzieci. […] Państwo powinno więc zrobić wszystko nie tylko, by wspierać decyzje prokreacyjne swoich obywateli, ale także by promować wielodzietność” - pisze Terlikowski.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.