Tybetański przywódca duchowy Dalajlama XIV przybywa w tym tygodniu do Waszyngtonu, ale po raz pierwszy od 1991 r. nie spotka się z prezydentem USA.
Jak podał w poniedziałek "Washington Post", prezydent Barack Obama odłożył spotkanie z dalajlamą do czasu, aż spotka się najpierw z prezydentem Chin Hu Jintao, co ma nastąpić w listopadzie.
Interpretuje się to jako gest Waszyngtonu pod adresem Chin, ponieważ administracji zależy na współpracy Pekinu w sprawie sporu z Koreą Północną i Iranem dotyczącego ich programów nuklearnych.
Chiny mogą pomóc szczególnie w skłonieniu do ustępstw Korei Północnej, gdyż praktycznie subwencjonują tamtejszy reżim, dostarczając mu żywności i paliw.
Dalajlama był 10 razy w USA od 1991 roku i za każdym razem spotykał się z kolejnymi prezydentami.
Były to zwykle nieformalne spotkania, ale w 2007 r. prezydent George Bush przyjął tybetańskiego przywódcę z wszelkimi honorami i publicznie, dekorując go Medalem Wolności - najwyższym cywilnym amerykańskim odznaczeniem przyznawanym przez Kongres.
Odłożenie na później spotkania z dalajlamą jest kolejnym ustępstwem Obamy pod adresem Pekinu, sygnalizującym, jak bardzo USA liczą się obecnie z Chinami.
Administracja znacznie stonowała krytykę naruszania praw człowieka przez rząd chiński, poparła wzmocnienie pozycji Chin w Międzynarodowym Funduszu Walutowym i przestała oskarżać Chiny o sztuczną deprecjację chińskiej waluty w celu stymulowania eksportu.
Ujawnił to specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy Keith Kellogg.
Rządząca partia PAS zdecydowanie prowadzi po przeliczeniu ponad 99 proc. głosów.
FBI prowadzi śledztwo, traktując incydent jako "akt przemocy ukierunkowanej".
Zapowiedział to sam papież w krótkim pozdrowieniu przed modlitwą „Anioł Pański”.