Kościoły możemy zbudować, ale jeżeli skaleczymy nasze chrześcijaństwo, leczyć tę ranę będzie bardzo trudno. Woleliśmy nie stracić chrześcijaństwa. W tej chwili mamy dobre relacje ze wszystkimi. O sytuacji w kościele ukraińskim mówi bp Markijan Trofimiak, ordynariusz łucki.
KAI: Jakie wyzwania stoją dziś przed Kościołem katolickim na Ukrainie?
- Tych wyzwań jest naprawdę dużo. Przede wszystkim chodzi o stabilizację życia religijnego. Dotychczas zajmowaliśmy się rozszerzaniem Kościoła, co było nieodzowne. Ile odzyskaliśmy kościołów, tyle teraz ich mamy. Tempo ich oddawania powoli słabło, władze zaczęły czynić coraz większe trudności, ale w sumie odzyskaliśmy bardzo dużo świątyń. Był to czas przejściowy, wielu ludzi przychodziło do Kościoła, byli zachwyceni, ale po pewnym czasie odchodzili. Obecnie przeżywamy okres tworzenia się struktur kościelnych. Są już wierni, którzy na stałe należą do tej czy innej wspólnoty parafialnej. Możemy na nich liczyć.
Niezmiernie ważne są dla nas seminaria duchowne – przecież to cała przyszłość naszego Kościoła! Pięknie funkcjonują trzy seminaria: we Lwowie-Brzuchowicach, w Gródku na Podolu i w Worzelu koło Kijowa. Ponadto ojcowie dominikanie prowadzą w Kijowie Instytut św. Tomasza z Akwinu. Bardzo prężnie działa Instytut Katechetyczny w Gródku. W Łucku w tym roku zainaugurowaliśmy działalność Instytutu Badań Kościelnych. Wywołało to ogromne zainteresowanie, szczególne w świecie prawosławnym, co mnie bardzo zdziwiło. Na prawosławnych stronach internetowych, szczególnie Patriarchatu Moskiewskiego, szeroko komentowano powstanie takiego ośrodka. A 23 października we Lwowie odbędzie się inauguracja Instytutu Teologicznego św. Józefa Bilczewskiego. Tak więc dzieje się bardzo wiele.
Byłem i jestem niepoprawnym optymistą i widzę przyszłość w jasnych barwach. Kościół ma w tej chwili pewną pozycję, cieszy się szacunkiem władz. Uniknęliśmy jakichkolwiek konfliktów. Władze to bardzo doceniają, podobnie jak działalność Kościoła na polu charytatywnym. Podkreślają też rolę kulturotwórczą Kościoła. Systematycznie organizujemy np. koncerty muzyki sakralnej. O ile czasach komunistycznych muzyka wschodnia brzmiała w cerkwiach, o tyle muzyka zachodniej tradycji chrześcijaństwa praktycznie nie była znana. Teraz społeczeństwo odkrywa dla siebie piękno łacińskiej muzyki sakralnej. Działamy, jak widać, w różnych kierunkach i staramy się to czynić jak najskuteczniej.
KAI: A jak się układają stosunki wewnątrzchrześcijańskie: z grekokatolikami, prawosławnymi?
- Kiedy wielkie emocje wstrząsały chrześcijaństwem na Ukrainie – nastąpił rozłam w Kościele prawosławnym na trzy główne nurty: Patriarchatu Moskiewskiego, Patriarchatu Kijowskiego i autokefaliczny; powstały spory między prawosławnymi i grekokatolikami, którzy wyszli z podziemia i chcą wrócić do swojej własności – udało się nam zachować pełną neutralność, pomimo tego, że nieraz władze nas skrzywdziły oddając nasze kościoły nie nam, tylko komuś innemu. Walczyliśmy, dopóki można było walczyć. Gdy widzieliśmy, iż konflikt nabiera już na sile tak, że może wywołać „wojnę domową” wewnątrz chrześcijaństwa, wtedy ustępowaliśmy. Bardzo nas to nieraz bolało i boli, że musieliśmy odstąpić od naszych słusznych roszczeń wobec tej czy innej budowli, która już samą architekturą sama świadczy, do kogo powinna należeć... Uznaliśmy jednak, że kościoły możemy zbudować, ale jeżeli skaleczymy nasze chrześcijaństwo, leczyć tę ranę będzie bardzo trudno. Woleliśmy nie stracić chrześcijaństwa. W tej chwili mamy dobre relacje ze wszystkimi.
KAI: Kościół katolicki na Ukrainie przyczynia się też do pojednania polsko-ukraińskiego, czego wyrazem były tegoroczne obchody 66. rocznicy tragicznych mordów na Wołyniu...
- To pojednanie jest konieczne. Staramy się nie rozdrapywać ran. One bardzo bolą jeszcze dzisiaj. Ale z drugiej strony nie można zapomnieć o tym, co się wydarzyło, bo byłoby to grzechem wołającym o pomstę do nieba. Pamięć o ofiarach wymaga, żebyśmy o nich mówili. Ale mówimy o tym na sposób chrześcijański. Nie mamy pretensji do nikogo, chcemy tylko modlić się za ofiary. Chcemy, żeby ludzie o nich pamiętali, aby się taka tragedia już nigdy nie powtórzyła. Tylko tyle. Na ogół, z bardzo małymi wyjątkami, ludzie doceniają nasze starania o to, żeby nie utracić pamięci historycznej. Widzą, że nie chodzi nam o wystawianie rachunku krzywd. Pojedynczy politycy próbowali zbić kapitał polityczny sprzeciwiając się pamięci o „niby pomordowanych” i stawianiu krzyży, ale nikt na to nie zwrócił uwagi. Wszyscy tu przecież doskonale pamiętają, co się wówczas wydarzyło.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.