Kilka dni temu media donosiły, że kilku polskich Rycerzy Kolumba może zostać wydalonych z Zakonu z powodu ich postawy w czasie głosowania w Sejmie nad jedynym projektem całkowicie zakazującym stosowania w Polsce metody zapładniania in vitro. Według mediów jeden z nich zagłosował przeciwko projektowi, a inni nie wzięli udziału w głosowaniu. To oburzyło innych polskich Rycerzy Kolumba. Zgodnie z medialnymi zapowiedziami, w rozstrzyganiu losu trzech posłów, należnych do Zakonu, miał się osobiście zaangażować Najwyższy Rycerz Carl Anderson, przybyły specjalnie w tym celu z Ameryki.
Nic dziwnego, że postawa zasiadających w polskim parlamencie Rycerzy Kolumba w kwestii in vitro jest ważna dla pozostałych członków stowarzyszenia. Na ich oficjalnej stronie pod zakładką „Działalność” można przeczytać m. in. „Rycerze Kolumba są dumni ze swojej nieugiętej postawy w kwestii obrony życia. W zgodzie z nauczaniem Kościoła Katolickiego, Zakon występuje w obronie życia ludzkiego od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. Jednym z najważniejszych celów do których dąży Zakon, jest stworzenie nowej ‘kultury życia’, w której każde życie ludzkie będzie przyjmowane z radością, szanowane i chronione przez prawo”. Jasno i jednoznacznie. Bez zbędnych niuansów i półcieni.
Oczywista jest też natychmiastowa reakcja pozostałych członków Zakonu w sytuacji, gdy mają głębokie przekonanie, iż ich współbracia (Zakon jest organizacją „braterską”) sprzeniewierzyli się zasadom.
W chwili, gdy piszę ten komentarz, na oficjalnej stronie polskich Rycerzy Kolumba dział „Aktualności” się nie otwiera, więc nie wiem, czy nastąpiły już jakieś ostateczne rozstrzygnięcia czy też sprawa jeszcze się toczy. Ale muszę przyznać, że już sam fakt zajęcia się problemem dobrze świadczy o Zakonie Rycerzy Kolumba. To znaczy, że poważnie traktuje swój statut, w którym napisano m. in., że Rycerz Kolumba ma obowiązek „zachowania właściwego poziomu etycznego i postępowania zgodnie z zasadami katolickiej moralności” oraz „pozostawania praktykującym katolikiem w łączności ze Stolicą Apostolską”.
Ale czy trzeba aż być Rycerzem Kolumba, aby poważnie traktować swoja wiarę? Nie wystarczy być po prostu katolikiem?
Zdecydowana większość Polaków to zdeklarowani katolicy. Trudno mieć wątpliwości, że także zdecydowana większość polskich parlamentarzystów to członkowie Kościoła katolickiego. Są zobowiązani do przestrzegania we wszystkich swych działaniach nauczania Kościoła dokładnie tak samo, jak Rycerze Kolumba. Dlaczego więc takim ogromnym problemem jest uchwalanie w Polsce prawa zgodnego z tym czego uczy Kościół? Dlaczego jedyny projekt prawa zakazujący in vitro jako pierwszy i wyjątkowo gładko spadł z poselskich pulpitów? Nie tylko trzej posłowie z Zakonu Rycerzy Kolumba postąpili niezgodnie ze swoją wiarą. Katolików, którzy 10 września br. podczas głosowania nr 21 zachowali się nie tak, jak uczy Kościół, do którego należą, jest znacznie więcej. Podobnie, jak katolicy w poprzedniej kadencji Sejmu wbrew nauczaniu swojego Kościoła, uniemożliwili zmianę w Konstytucji, wprowadzającą ochronę życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci. Nie mogę publicznie pytać, czy się z tego wyspowiadali. Ale mogę publicznie zapytać, czy ktokolwiek próbował potem poruszyć ich sumienia? Jakiś biskup, ksiądz, wyborca wyznający tę samą wiarę? Mogę publicznie zapytać, dlaczego wielu z nich zostało posłami w kolejnej kadencji? Posłami wybranymi głosami katolickiej większości?
Media sugerowały, że posłowie-rycerze powinni za swe postępowanie wylecieć z Zakonu. Być może wylecą. Ale czy, stosując analogię, nie należało by się domagać ekskomunikowania wszystkich parlamentarzystów, którzy będąc katolikami zagłosowali niezgodnie z nauczaniem Kościoła?
O ile pamiętam, Pan Jezus raczej nie palił się do wyrzucania z grona uczniów nawet największych grzeszników. To nie znaczy, że przymykał oczy na popełniane przez nich zło. Reagował. Potępiał zło. Ale człowieka nie wysyłał do wszystkich diabłów, tylko pracował nad jego sumieniem. Czy ktoś pracuje nad sumieniami naszych posłów, senatorów, radnych, europarlamentarzystów? Nie chodzi mi o jakieś jednorazowe spotkanie, list czy telefon. Chodzi o stałą pracę nad sumieniami ludzi, którzy decydują o bardzo ważnych kwestiach dotyczących nas wszystkich.
Myślę, że taka intensywna praca ze strony Kościoła katolickiego w Polsce jest bardzo potrzebna. Dla mnie bardzo poważnym dowodem, że trzeba pilnych działań w tej mierze, jest fakt, iż poseł Jarosław Gowin, kierujący się w swych działaniach aż do bólu realizmem politycznym, od razu zaproponował w kwestii in vitro ustawę będącą kompromisem prawnym, sprzecznym z nauczaniem Kościoła i z wiarą, którą on sam wyznaje. Poszedł na skróty. Dlaczego nie zaproponował całkowitego zakazu? Skąd wiedział, że jego koledzy-katolicy go nie poprą? Dlaczego dążąc do jak najszybszego uregulowania prawnego niezwykle ważnej kwestii nie chciał jej stawiać na ostrzu miecza?