Polska zgodziła się na szczycie Unii Europejskiej w Brukseli na porozumienie w sprawie finansowania walki ze zmianami klimatycznymi. Premier Donald Tusk uznał to za kompromis dobry dla państw, które wraz z Polską zabiegały o ustalenie wewnętrznego podziału obciążeń w UE.
"Osiągnęliśmy kompromis dobry dla klimatu i dobry także dla państw, które ze względu na poziom rozwoju i zamożności mogły czuć się zaniepokojone brakiem - dotychczas - pewnego precyzyjnego mechanizmu, który opisywałby sposób finansowania ambitnych planów klimatycznych" - podkreślił Tusk na końcowej konferencji prasowej. Dodał, że nie było konieczne blokowanie unijnego mandatu na konferencję klimatyczną w Kopenhadze.
Do porozumienia ze stojącą na czele koalicji najbiedniejszych, nowych krajów Polską doszło dzięki spotkaniu "ostatniej szansy" Tuska z premierem przewodniczącej UE Szwecji Fredrikiem Reinfeldtem, szefem Komisji Europejskiej Jose Manuelem Barroso i szefami rządów najbogatszych krajów UE: kanclerz Niemiec Angelą Merkel, prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym i brytyjskim premierem Gordonem Brownem.
"Udało nam się zbudować bardzo solidną koalicję, która wytrwała do końca i rezultat szczytu jest taki, że Polska w imieniu tej koalicji z najważniejszymi w Europie ustalała warunki, na jakich UE tworzy swój mandat na Kopenhagę" - podkreślił szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz. "Wynik szczytu jest bardzo mocnym podkreśleniem roli Polski w UE" - dodał.
Przy obliczaniu składki poszczególnych państw UE na wsparcie państw rozwijających się po 2012 roku ma być zastosowany "wewnętrzny mechanizm dostosowawczy, który weźmie w pełni pod uwagę zdolność do ponoszenia kosztów UE" przez mniej zamożne kraje Unii - głosi uzgodniona na szczycie deklaracja polityczna. Szczegóły uzgodni powołana specjalnie w tym celu grupa robocza. Wynik jej prac ma być przedstawiony do akceptacji szefom państw i rządów na jednym z kolejnych szczytów Unii Europejskiej, po konferencji w Kopenhadze. Polska zagwarantowała sobie, że nastąpi to jednomyślnie, choć Traktat z Lizbony przewiduje podejmowanie decyzji kwalifikowaną większością głosów.
"Państwa słabsze ekonomicznie będą płaciły mniej, ale dzięki temu w ogóle realnie będą mogły uczestniczyć w tym projekcie" - powiedział szef rządu. "Nie będzie tak, że im kraj biedniejszy, posiadający bardziej tradycyjną gospodarkę i zacofany przemysł, a więc emitujący więcej zanieczyszczeń, tym większe będzie ponosił większe obciążenie" - podkreślił.
Premier zabiegał w Brukseli o zgodę, by unijne wsparcie dla krajów trzecich było obliczone według udziału dochodu narodowego brutto poszczególnych krajów w DNB całej UE. To rozwiązanie mniej kosztowne dla biednych krajów Europy Środkowo-Wschodniej niż oparcie się na emisjach CO2, które byłoby z kolei bardziej korzystne dla bogatszych krajów. Ponadto Polska nalegała, by porozumienie o podziale kosztów nastąpiło przed rozpoczynającą się 7 grudnia konferencją klimatyczną w Kopenhadze, gdzie UE ma zadeklarować, jak chce wesprzeć kraje najbiedniejsze w walce ze zmianami klimatycznymi.
"Oczywiście wolałbym, żeby już dziś ten mechanizm był w każdym szczególe opracowany, ale to okazało się za trudne" - przyznał Tusk. "Każdy każdemu trochę ustąpił, uzyskując dwa podstawowe cele: bardziej sprawiedliwą zasadę (podziału) i równocześnie szansę dla Kopenhagi" - dodał. "To nie był mecz, pojedynek, to była perswazja" - zaznaczył.
Tusk powiedział, że za przyjęciem kompromisu przemawiały też ustalenia w kluczowej dla Polski sprawie nadwyżek uprawnień do emisji pozostałych po obecnym okresie zobowiązań z Kioto. Polska chce utrzymać prawo do sprzedaży tych nadwyżek po 2012 roku, bo stawka jest niebagatelna: chodzi o zezwolenia na ok. 500 mln ton CO2, które rząd w Warszawie mógłby za 2,5-3,5 mld euro sprzedać krajom przekraczającym swoje limity z Kioto. Kraje starej Unii, nie mające nadwyżek, są przeciwne ich utrzymaniu. UE ma w Kopenhadze bronić stanowiska, że zniesienie lub ograniczenie tych uprawnień będzie możliwe tylko w wymiarze globalnym: więc albo stracą je wszyscy, albo nikt. "To oznacza korzystanie z nich na zasadzie równości" - powiedział premier.
Premier odrzucał tezę, że Polska nie chce płacić na ochronę klimatu. "Rzeczą bardzo ważną dla Polski było wyposażenie UE w silny mandat przed Kopenhagą, który spowodowałby, że Europa nie tylko nadal będzie liderem na rzecz przedsięwzięć na rzecz ochrony klimatu, ale że będzie w dodatku zbiorem państw świadomych i bardzo odpowiedzialnie traktujących kwestie ochrony klimatu" - podkreślił.
Zadeklarował w imieniu Polski wsparcie biednych krajów trzecich już w latach 2010-2012, jeśli w Kopenhadze dojdzie do globalnego porozumienia o ograniczeniu redukcji. Nie chciał ujawnić kwoty, zapewniając, że to będzie "poważna kontrybucja, a nie symboliczny wkład".
Tusk ocenił, że porozumienie zawarte w Brukseli pozwoli na zmobilizowanie innych globalnych potęg do współuczestnictwa w "odpowiedzialnym projekcie finansowania ochrony klimatu" i sukcesu konferencji w Kopenhadze.
Aby nie odkrywać kart przed Kopenhagą, na szczycie UE nie ogłosiła, jaką kwotą gotowa jest wesprzeć najbiedniejsze i rozwijające się kraje świata w walce ze zmianami klimatycznymi. Unijni przywódcy zgodzili się, że potrzeby tych krajów wynoszą 5-7 mld euro rocznie w latach 2010-2012 i 100 mld euro do 2020 roku.
„Będziemy działać w celu ochrony naszych interesów gospodarczych”.
Propozycja amerykańskiego przywódcy spotkała się ze zdecydowaną krytyką.
Strona cywilna domagała się kary śmierci dla wszystkich oskarżonych.
Franciszek przestrzegł, że może ona też być zagrożeniem dla ludzkiej godności.
Dyrektor UNAIDS zauważył, że do 2029 r. liczba nowych infekcji może osiągnąć 8,7 mln.